Chociaż nie mamy żadnych wątpliwości, co do ich prawnego umocowania, to zastosowanie tych klauzul jest co najmniej niejasne w świetle publicznych wypowiedzi prezesa UOKiK. Odnosił się pan wcześniej do sytuacji na rynku energetycznym – tam dostawcy nie mają takiego problemu.
Czy można uznać klauzule inflacyjne za zdobycz, którą rynek zawdzięcza presji inflacyjnej? W innych warunkach makroekonomicznych trudno byłoby je w ogóle przeforsować.
To oczywiste. Proszę jednak zauważyć, że nasze klauzule inflacyjne działają w dwie strony i spowodują spadek cen w przypadku deflacji.
Faktycznie, w świetle doświadczeń z końca poprzedniej i początku bieżącej dekady, to się wydaje ryzykowne narzędzie.
Jeżeli się jednak powiedziało „a”, to trzeba powiedzieć „b” i być uczciwym w relacjach z klientami.
Czy macie już państwo w Orange praktyczne doświadczenie ze stosowania klauzul inflacyjnych?
Tak. Uruchomiliśmy klauzule inflacyjne dla niewielkiej grupy klientów, którzy mieli umowy na czas nieokreślony. Podwyżka wyniosła 4 proc. (przy inflacji sięgającej 14,4 proc.). Powiadomiliśmy ich o planowanej podwyżce w czerwcu. Nowa cena obowiązuje od połowy lipca. Wzrost stawki wyniósł między 2,90 zł a 4,90 zł w zależności od wysokości abonamentu. I klienci to zaakceptowali.
Nie było rezygnacji?
Mieliśmy ich dosłownie kilka.
Rozumiem, że w stosowaniu klauzul inflacyjnych nie ma automatyzmu? To jest narzędzie, które stosujecie, jeżeli to zasadne i możliwe.
Tak. Nasze klauzule pozwalają na ograniczenie podwyżki, tak aby klient był obciążony racjonalną częścią wzrostu kosztów. Bardzo ważna jest też ocena, czy zastosowanie klauzul nie budzi najmniejszych wątpliwości prawnych.
To jest kluczowy czynnik? Czy sama konkurencja rynkowa nie powściąga przed egzekwowaniem klauzul?
Cały rynek telekomunikacyjny boryka się ze wzrostem kosztów działania. Jednocześnie konkurencja jest czynnikiem, który gwarantuje, że decyzje o podwyżkach są podejmowane racjonalnie. W moim przekonaniu, presja na podwyżki dotyczy wszystkich i wszyscy nie mamy jasności, jaka może być interpretacja i reakcja urzędów regulacyjnych na nasze działania.
Co swoją drogą oznacza, że metoda „miękkich regulacji” polegająca na nieformalnym komunikowaniu uwag i wątpliwości przez urząd może dawać efekty: teoretycznie nie ma żadnej akcji, a i tak wszyscy boją się podnosić ceny.
Faktem jest, że prezes UOKiK przygląda się rynkowi telekomunikacyjnemu bardzo uważnie, ale też cały rynek stara się o jak najbardziej otwartą współpracę z urzędem regulacyjnym. To ma też aspekt czysto biznesowy. Co z tego, że podwyżka jest ekonomicznie uzasadniona i akceptowalna dla klientów, skoro regulator uzna inaczej i nałoży karę w wysokości konsumującej uzyskaną rekompensatę?
Z regulacyjnym aspektem zarządzanie cenami wiąże się jeszcze jedno wyzwanie. Otóż jeden z regulatorów (UKE) dopuszcza cenowe zmiany inflacyjne w umowach hurtowych z operatorami detalicznymi (np. Orange, T-Mobile) na infrastrukturę wybudowaną z funduszy unijnych. Hurtownik może istotnie podnosić opłaty za dostęp do sieci, choć rynek hurtowy w tym zakresie nie jest rynkiem konkurencyjnym. Z kolei drugi regulator (UOKiK) kwestionuje konieczność zrekompensowania takiej podwyżki w cenach dla użytkownika końcowego, choć w cenach detalicznych, jak mówiłam, panuje bardzo wysoka konkurencja. Powstaje klincz.
Czy to powinno być przedmiotem zwykłej gry rynkowej pomiędzy operatorami hurtowymi a detalicznymi, czy przedmiotem interwencji regulacyjnej?
Niestety nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi, choć tak drastyczne zmiany cenowe nie mają miejsca na hurtowych rynkach.