Jednym z przypadków nadmiarowości przepisów jest regulacja usługi, umożliwiającej doliczanie opłat za treści dostępne w internecie do rachunku telekomunikacyjnego (tzw. usługa fakultatywnego obciążania rachunku). Usługa, która cieszy się ogromną popularnością wśród użytkowników, którzy nie chcieli podawać numeru karty płatniczej lub woleli płacić za zakupione produkty dopiero wraz z terminem płatności faktury za usługi telekomunikacyjne, po wejściu w życie ustawy Prawo komunikacji elektronicznej (PKE) doznała tak licznych ograniczeń, że jej dalsze funkcjonowanie stoi pod dużym znakiem zapytania. Podczas gdy Europejski Kodeks Łączności Elektronicznej wymagał jedynie uprawnienia abonenta do żądania zablokowania tej usługi, PKE wymaga pozyskania ogólnej zgody w ogóle na możliwość świadczenia tej usługi, dokonywania autoryzacji każdej transakcji czy stosowania odgórnych limitów, których przekroczenie skutkować będzie blokadą na dalsze zakupy do końca trwania okresu rozliczeniowego. Jest to o tyle krzywdzące, iż podobnych ograniczeń nie doznają inne modele płatności, zyskując tym samym nieuzasadnioną przewagę nad nową, wciąż rozwijającą się formą innowacyjnego podejścia, zacieśniającego relacje z konsumentami. Wdrożenie tych zmian wiąże się zawsze z ogromnym, liczonym w milionach złotych, wysiłkiem finansowym i organizacyjnym, którego można byłoby uniknąć, stosując optymalne, zrównoważone rozwiązania, które, chroniąc prawa konsumentów, nie wprowadzają rewolucji i kosztownych zmian dla przedsiębiorców telekomunikacyjnych.
Regulacja ta jest o tyle nadmiarowa, iż od ponad 2 lat obowiązują zaostrzone przepisy ustawy o prawach konsumenta, związane z wydłużeniem terminu na odstąpienie od umowy (z 14 do 30 dni) zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa oraz braku możliwości pobrania jakiejkolwiek płatności od konsumenta do czasu upływu tego terminu.
W PKE możemy odnaleźć szereg przykładów podobnego przeregulowania, jednak już tylko te dwa wyraźnie ilustrują to, że choć możemy się różnić co do szczegółów diagnozy, czy też możemy inaczej widzieć optymalny kształt rozdrobnienia czy koncentracji rynku, to co do kwestii najważniejszych jesteśmy zgodni – jeśli w dalszym ciągu będziemy, jako Europa, przy pomocy nadmiarowych, niedopasowanych do dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości regulacji ograniczać własne szanse rozwojowe, to w konsekwencji jeszcze bardziej uzależnimy się od czynników zewnętrznych i nieodwracalnie stracimy zdolność do skutecznego inicjowania i monetyzowania transformacyjnych zmian technologicznych.
Niestety historia – także naszego sektora – uczy wyraźnie, że łatwo formułować diagnozy i strategie, ale o wiele trudniej je wdrożyć i uniknąć realnego ryzyka. Trudno przejść do porządku dziennego, że tak aktualnie brzmiące dzisiaj wnioski sformułowano w Lizbonie ćwierć wieku temu.
To dobry kontekst dla częstego zarzutu wobec sektora telekomunikacyjnego, że przegapił rewolucję internetową, która stworzyła największych dzisiaj graczy rynku cyfrowego.