REKLAMA

Kto zyska, a kto straci na anulowaniu aukcji 5G?

Jako punkt odniesienia wskazywał wyniki postępowań selekcyjnych w innych krajach np. w Niemczech, zastrzegając przy tym „zachowanie wszystkich czynników korygujących”.

2-3 mld zł różnicy wpływów z aukcji 5G mogło być argumentem, który przekonał Sejm, by do ustawy o Tarczy Antykryzysowej 3.0 wprowadzić przepis, który ostatecznie „wysadził” aukcję 5G. Poseł Andrzej Kosztowniak z Prawa i Sprawiedliwości, który złożył kluczową poprawkę dotyczącą aukcji, tłumaczył mediom, że „nie jest specjalistą od 5G”, ale jego zdaniem „nieprawidłowości przy aukcji były prawdziwie niechlubne”. Nie brak opinii, że prognoza wpływów z postępowania przekonała premiera Mateusza Morawieckiego również do zgody na zdymisjonowanie Marcina Cichego i zastąpienie go osobą, która zaprojektuje postępowanie bardziej konkurencyjne. Na przykład w modelu francuskim, gdzie zagwarantowano operatorom po 50 MHz pasma za ustaloną cenę, a pozostałe 110 MHz zostało wystawione na licytację. W Polsce, po takiej korekcie w aranżacji pasma, operatorzy mogliby podjąć rywalizację o 120 MHz pasma.

Małe szanse na koniec aukcji 5G w tym roku

Rozbieżność w wypowiedziach o nowej aukcji można dostrzec także w wypowiedziach ministra Marka Zagórskiego i wiceminister cyfryzacji Wandy Buk. Ten pierwszy wyraża „urzędowy optymizm”, że postępowanie uda się przeprowadzić i częstotliwości rozdzielić jeszcze w tym roku, podczas gdy jego zastępczyni (np. w niedawnej rozmowie z serwisem 300Gospodarka) mówi, że jest to „teoretycznie” możliwe, ale najprawdopodobniej się nie uda i rozdział pasma C nastąpi w przyszłym roku.

Dla samych operatorów ma mniejsze znaczenie, czy aukcja ruszy we wrześniu, czy dwa miesiące później. Ważniejsze jest, czy i jak bardzo zmienią się jej warunki, a tutaj muszą czekać na ruch UKE i nowego prezesa urzędu (połowa czerwca).

Minister Marek Zagórski powinien brać pod uwagę stanowisko Komisji Europejskiej, która – jak tłumaczył swego czasu Roberto Viola, dyrektor generalny DG CONNECT w Komisji Europejskiej UE – naciska na kraje członkowskie, by do końca 2020 r. rozdysponowały częstotliwości dla 5G.

– W przypadku 4G zostawiliśmy poszczególnym państwom sporą swobodę. Efekt był taki, że uwalnianie częstotliwości trwało zbyt długo. Teraz nie chcemy popełnić tego błędu – tłumaczył Viola.

Formalnie jednak KE wymaga, by do końca bieżącego roku objąć siecią 5G przynajmniej po jednym mieście każdego kraju członkowskiego. To zaś w Polsce zostało już zrealizowane dzięki uruchomieniu sieci 5G przez Plusa w paśmie 2600 MHz TDD, czy przez Playa w paśmie 2100 MHz FDD (należy pamiętać o zasadzie neutralności technologicznej, która nie preferuje konkretnego pasma). Sam Plus przekonuje, że jego sieć 5G zapewnia dostęp do w pełni funkcjonalnej technologii 5G w standardzie non-stand alone (ze wsparciem nadajników LTE). Jedyną różnicą w porównaniu do 5G na częstotliwości 3400-3800 MHz jest węższy zakres pasma, ale zaletą z kolei lepsze właściwości propagacyjne fal radiowych w zakresie 2600 MHz.

5G szybciej niż w paśmie C?

Czy to wszystko spowoduje, że pozostali operatorzy także nie będą czekać na nową aukcję i zaczną masowo udostępniać sieci nowej generacji na posiadanych zasobach częstotliwościowych, tj. w paśmie 2100 MHz?

– Trudno wyrokować, czy powinni czy nie powinni tak zrobić. Z punktu widzenia odwołanej aukcji i presji na rozwój gospodarki cyfrowej – może tak. Z punktu widzenia jakości technologii 5G na częstotliwościach 2100 i 2600 MHz oraz sytuacji związanej z COVID-19 – może już niekoniecznie. Z jednej strony wiadomo, że na rynku telekomunikacyjnym dość powszechnym zjawiskiem jest efekt domina – jeśli jeden operator wyjdzie „przed szereg” z ważną usługą, to kolejni prędzej czy później robią to samo.