Innym ciekawym przykładem wysokich kosztów są planowane w ośmiu szpitalach spiętych Łódzką Regionalną Siecią Teleinformatyczną (ŁRST) darmowe hotspoty, które kosztować będą – jak podaje Polska Szerokopasmowa – 15,7 mln zł. W przybliżeniu – 2 mln złotych na szpital i blisko 10 tys. zł na każdy z 1 605 punktów dostępowych. Przy czym każdy szpital posiada już węzeł ŁRST, a więc jak należy rozumieć odpada koszt dowiązań hotspotów do teletransmisji. Jestem zdeklarowanym zwolennikiem zapewniania darmowego dostępu w szpitalach, ale mam nieodparte wrażenie, że wykonanie nawet pasywnej infrastruktury GPON i podpięcie do niej 1605 "ONT-ków" z WiFi w ośmiu węzłach szpitalnych wyszłoby znacznie taniej. Lokalni ISP w ramach POIG 8.4 budują sieci miejskie i wiejskie (a więc z liczonymi w setkach kilometrów sieciami magistralnymi i dostępowymi) w cenie ok. 3-10 mln złotych za 1000 podłączonych gospodarstw domowych (HC) i de facto kilka razy więcej gospodarstw domowych w zasięgu (HP). Okablowanie szpitala zaś przypomina raczej blok, niż obszar gminy, a więc infrastruktura pasywna jest znacznie skromniejsza i powinna być tańsza.
Wszystko za darmo?
Kiedy rozmawiamy o pieniądzach ponownie okazuje się, że żadna usługa nie jest darmowa w rozumieniu – bezkosztowa. Publiczne hotspoty JST wymagają inwestycji w sprzęt, serwis, administrację, zasilanie, zapewnienie teletransmisji, niekiedy opłat za lokalizację urządzeń itp. Czasem jest to finansowane z budżetu jednostki publicznej, czasem w ramach szerszego kontraktu. Warto zauważyć, że spora część hotspotów realizowana jest przez firmy całkowicie zewnętrzne wobec danego rynku. Analizowałem szereg postępowań JST w tym zakresie i nie potrafię wskazać powodów, dla których często jedynym spełniającym wymagania formalne oferentem, jest firma z drugiego końca kraju, gdy sama konstrukcja hotspota WiFi jest prostym i powtarzalnym zadaniem. Dlaczego w tego typu projeky nie są angażowani działający w danym regionie operatorzy? Wydaje się, że lokalny dialog JST z PT – również na gruncie budowy i operowania hotspotami – sprzyjałby lepszej współpracy i optymalizacji części kosztów. Lokalny operator ma bowiem miejscu łącza i kadry.
W tym miejscu chciałem nawiązać do innego felietonu Marka Jaślana zaledwie sprzed miesiąca "Po co światłowód w agroturystyce?", z którym dla odmiany całkowicie się zgadzam. Projekty JST nie zapewnią dostępu do internetu w skali kraju. Poza tym są dość kosztowne, więc jeśli dostęp ma być darmowy, to spytajmy: z czego finansowane ma być utrzymanie (budowa często jest finansowana ze środków unijnych)? Osobiście – nie wiem. Wiem natomiast, że dużo projektów informatycznych w Polsce po okresie realizacji/trwałości po prostu się zwija, bo nie przewidziano ich komercjalizacji lub pisząc prościej: przyszłości. Te często krótkoterminowe projekty do "przerobienia" unijnej dotacji.
Darmowe hotspoty kreują jeszcze jeden poważny problem dla rynku. Pogłębiają przekonanie, że ogólnie dostęp do internetu powinien być (lub mógłby być) darmowy. Erozja cen na usługi dostępowe w Polsce sięgnęła dna. Podobne usługi w Europie Zachodniej kosztują też kilkadziesiąt, ale euro, a nie złotych. To daje zagranicznym operatorom średnio 4-krotnie wyższe wpływy i możliwości inwestycyjne. Tymczasem w Polsce kalkulacje inwestycji w nowoczesne sieci rozbijają się o narastające oczekiwania abonentów odnośnie redukcji cen przy równoczesnym żądaniu wzrostu prędkości, niezawodności łącza i jakości obsługi. Niestety, oczekiwania te podsycane są zarówno przez rosnącą liczbę darmowych hotspotów, jak i przez część nieodpowiedzialnych operatorów. Tymczasem warunkiem koniecznym do zagwarantowania coraz nowocześniejszych (czyli szybszych i lepiej działających) sieci są inwestycje oraz środki na utrzymanie infrastruktury. Należy pamiętać i uparcie przypominać, że nie ma internetu bez CAPEX i OPEX. Że środki na te inwestycje muszą pochodzić z usług komercyjnych oferowanych po cenach adekwatnych do kosztów ich wytworzenia i utrzymania.