Marketingowe obietnice składane na przełomie dekad – najpierw przez producentów, a potem przez operatorów (i bezkrytycznie powtarzane przez media) o gigabitowych przepływnościach, niskich opóźnieniach i powszechnym zasięgu oraz nowych usługach i zastosowaniach – pozostały pustymi słowami.
Dziś część przedstawicieli operatorów – jak Mari-Noëlle Jégo-Laveissière, szefowa Orange w Europie – twierdzi, że istota „5G polega na wykorzystaniu danych w czasie rzeczywistym, wszędzie”. W praktyce z czasem rzeczywistym są problemy, bo opóźnienia choć mniejsze niż w LTE, to nadal są wyższe od obiecywanych. A o powszechnym zasięgu, nawet tylko ograniczonym do terenów zamieszkałych, trudno mówić.
Według najnowszych danych 5G Observatory, w Europie w zasięgu 5G jest nieco ponad 81 proc. terenów zamieszkałych. W Polsce nieco ponad 63 proc. To głównie zasługa sieci 5G DSS działających w paśmie 2100 MHz. Na terenach zamieszkanych zasięg sieci 5G wykorzystujących pasmo C – według danych Komisji Europejskiej – tylko w pięciu krajach (Finlandia, Włochy, Szwajcaria, Dania i Austria) przekracza 70 proc. W kolejnych czterech jest większy niż 50 proc.
Tak jak w przypadku konsumentów zaczynamy od statystki. Według wrześniowej aktualizacji Ericsson Mobility Raport na świecie ok. 260 operatorów uruchomiło komercyjne usługi 5G, a ok. 35 z nich wdrożyło lub uruchomiło sieci 5G stand-alone (SA). Global Mobile Suppliers Association (GSA) szacuje, że w końcu października na świecie działały 292 komercyjne sieci 5G. Według GSA na rynek wprowadzono do tej pory 1 796 komercyjnych modeli urządzeń 5G.
Na podstawie danych z 20 rynków o największej penetracji 5G, Ericsson twierdzi, że w ślad za wzrostem liczby subskrypcji usług piątej generacji rosną przychody operatorów telekomunikacyjnych. Z małymi wyjątkami, rosną jednak wolniej niż inflacja.
Przynajmniej część operatorów zaczęła oferować 5G jako usługę premium, a więc z potencjalnie wyższym ARPU. Z czasem dostęp uzyskali też użytkownicy tańszych taryf. Dzisiaj są one i tak wyższe, niż kilka lat temu taryfy 4G. Zazwyczaj podwyżka odbywa się na zasadzie „więcej za więcej”, a tym „więcej” jest większy pakiet danych. Są też kraje – jak Wielka Brytania – w których ceny automatycznie rosną wraz z inflacją, co bezpośrednio przekłada się na nominalnie wyższe przychody operatorów.
Patrząc na przychody i ARPU, warto zwrócić uwagę na Chiny, czyli rynek z największą na świecie liczbą sprzedanych abonamentów 5G (1,3 mld na koniec września br.; jedynie część z nich – w przypadku China Mobile, 425 mln z 750 mln posiadaczy pakietów – ma urządzenie końcowe z obsługą 5G). Tam ARPU od siedmiu kwartałów jest praktycznie bez zmian, zaś przychody z usług mobilnych w III kwartale były o ok. 2,5 proc. wyższe niż rok wcześniej.
Utrzymanie 5G jako usługi premim de facto nie udało się polskim operatorom. Warto tu przypomnieć politykę cenową Polkomtela i T-Mobile. Pierwsze taryfy 5G – oferowane od I kwartału 2021 r. – zaczynały się na poziomie 60-65 zł, a kończyły na poziomie 120 zł. W III kwartale 2021 r. Polkomtel spuścił z tonu i po przebudowaniu oferty wprowadził 5G we wszystkich planach taryfowych. Przebudowa oznaczała m.in. podniesienie ceny najtańszego abonamentu, ale też niższą cenę najdroższego – 85 zł. T-Mobile zmienił politykę dopiero w I kwartale 2022 r. Obecnie (listopad 2023 r.) tylko Play stara się sprzedawać 5G jako usługę premium.
Operatorzy na całym świecie, choć zainwestowali całkiem sporo w pasmo (tylko w latach 2020-2022, a więc w okresie największej liczby aukcji, było to przeszło 200 mld dol.) i we wdrożenie technologii, nadal nie spijają śmietanki. Niezłym przykładem jest hasło Przemysł 4.0, w którym miały pojawić się prywatne sieci wykorzystywane przez przedsiębiorstwa.
Według firmy doradczej Besen Group, takich sieci jest na świecie ponad 750, a większość działa z wykorzystaniem… LTE. Co więcej są projekty, które z czasem umarły.