Zgodnie z założeniami Komisji Europejskiej (KE) do 2020 r. każdy mieszkaniec Unii ma mieć możliwość korzystania z internetu o prędkości minimum 30 Mb/s. Od kiedy KE przyjęła Europejską Agendą Cyfrową zawierającą te wytyczne, w Polsce toczą się nieustające dyskusje. Wielu próbuje podporządkować założenia Komisji konkretnym celom, zaś merytoryczne "głosy rozsądku" stanowią mniejszość i giną w tłumie.
Większość próbuje udowadniać, dlaczego to właśnie oni powinni otrzymać publiczne pieniądze na realizację projektów inwestycyjnych. Tylko niewielu zastanawia się nad celowością bezkrytycznej realizacji wytycznych Agendy. Kontestuje absurd takich samych zasad dla wszystkich krajów Unii. I zastanawia się nad wskazaną wartością przepływności – dlaczego 30 Mb/s, a nie np. 20 Mb/s czy 40 Mb/s?. I wreszcie pragmatycznie próbuje wyliczyć, ile mogłoby to kosztować.
Cel, jakim jest rozwój gospodarki, czy potrzeby przysłowiowego Kowalskiego, który z nadzieją czeka na dostęp do sieci i możliwość korzystania z dzisiejszych zdobyczy cywilizacyjnych – niestety – często są marginalizowane.
Opinie stron
Operatorzy stacjonarni ochoczo podchodzą do projektu i zapewniają, że z zasadzie jako jedyni są w stanie spełnić kryterium wymaganej minimalnej przepływności na abonenta. Sugerują, że operatorzy mobilni w ogóle nie mogą na tym polu konkurować. Niejednokrotnie padają porównania do wybranych krajów zagranicznych (zazwyczaj wybitnie rozwiniętych pod względem infrastruktury telekomunikacyjnej), sugerujące że budowa sieci światłowodowej, to jedyna słuszna przyszłościowa droga. Krótko mówiąc – że nie ma wyboru.
Operatorzy mobilni, z oczywistych powodów, są nie tak kategoryczni. Starają się przenosić dyskusję na obszar techniczny i sugerują, że nowe technologie (LTE/LTE-A) nie mają problemu z osiągnięciem przepływności znacznie przekraczających 30 Mb/s, a jednocześnie ich implementacja jest szybsza aniżeli budowa sieci światłowodowej. Oni również chętnie powołują się na przykłady wybranych krajów wysoko rozwiniętych (inaczej tylko interpretują te przykłady). Ogólnie rzecz biorąc, operatorzy mobilni czują się co najmniej równoprawnymi partnerami projektu, a jednocześnie pokazują swoje zaawansowanie technologiczne.
Strona rządowa jest w zgodzie z kierunkami rozwoju naznaczonymi przez KE i – odnoszę wrażenie – jednocześnie jest dość optymistyczna, jeżeli chodzi o możliwość realizacji postawionych celów. W oficjalnym stanowisku rządu istnieje odwołanie do mechanizmów rynkowych, które powinny być głównym motorem rozwoju sieci, a dodatkowa stymulacja ma się ograniczać do sytuacji, gdy wspomniane mechanizmy zawiodą. W publicznych dokumentach pojawiają się odwołania do rozwoju sektora kreatywnego, kultury, rozrywki, zwiększenia obrotów handlowych przedsiębiorstw itd. Jednocześnie odnosi się wrażenie, że są to tylko hasła. Generalne odczucie jest takie, że skoro KE przyjęła agendę, to należy ją zrealizować. Można ewentualnie tylko negocjować okresy dostosowawcze. Kwestią otwartą tylko pozostaje zakres i sposób rozdzielenia funduszy publicznych na realizację projektu. Nie ma również szczegółowych wskazań dotyczących aspektów technicznych oraz sposobu pomiaru i oceny parametrów dostępowych.