TELKO 2041

Materiał powstał we współpracy z INTERIA.PL wydawcą serwisu www.polska2041.pl

W laboratoriach globalnych producentów już się jednak pracuje nad kolejną generacją technologii bezprzewodowej transmisji zwanej popularnie 5G. Przewiduje się, że w 2020 r. uruchomione zostaną pierwsze takie sieci. W pierwszej kolejności w Korei Południowej i Japonii, później Ameryce Północnej i Europie. W Polsce prawdopodobnie nastąpi to 2-3 lata później, niż na Dalekim Wschodzie. Takie jest tempo przyjmowania nowości technologicznych na globalnym rynku telekomunikacyjnym.

Można się spodziewać, że 5G się zacznie się w miejscach o znacznym natężeniu ruchu telekomunikacyjnego, np. w centrach dużych miast. Dzisiaj mówi się nawet o prędkościach na poziomie 1 Gb/s, maksymalne przekraczające 10 Gb/s, chociaż zwykle w praktyce jest znacznie wolniej, niż w testach.

Trzeba stworzyć warunki i pilnować równowagi

Nowoczesne sieci radiowe będą potrzebowały nowych zasobów radiowych do wykorzystania. Niebawem dostępne dla operatorów będzie nowe pasmo 700 MHz. Trzeba je przydzielić w czas. „Szybciej”, nie oznacza dla rynku „lepiej” (choć zwykle lepiej dla wiecznie głodnego budżetu państwa). Operatorzy i tak nie wybudują nowej sieci, jeżeli na rynku nie ma odpowiedniej liczby telefonów i modemów sieciowych, które mogą z nich skorzystać. A to już nie zależy od operatorów, tylko od globalnych producentów, jak Samsung, Sony, Huawei, czy ZTE. Do tego czasu nie będą się spieszyli po nowe częstotliwości.

I radiowe, i stacjonarne sieci potrzebują odpowiednich warunków do sprawnej budowy. Polska – z czego można być dumnym – należy do pionierów specustaw, które ułatwiają inwestycje telekomunikacyjne. Niedawno przyjęta została kolejna nowelizacja tej ustawy. Rynek telekomunikacyjny straszy natomiast nowa ustawa, której celem jest ograniczenie – domniemanego zaznaczmy – negatywnego wpływu promieniowana z nadajników sieci radiowych na zdrowie ludzkie. Dowodów na to nie ma, ale sprawę należy gruntownie badać i tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć... Na przykład, że telefon przy uchu promieniuje silniej, jeżeli sygnał sieci komórkowej jest słaby.

Na terenach niezurbanizowanych nie będzie konkurencyjnej infrastruktury. Ponieważ nie będzie , to jednym z głównych zadań nadzoru rynkowego jest, aby dostęp do istniejącej sieci miał każdy – nie tylko beneficjent dotacji i bezpośredni właściciel – ale również jego konkurenci. Trzeba tylko dopilnować, żeby to rzeczywiście działało.

Nowa infrastruktura powstaje na terenach, gdzie nie opłacają się prywatne inwestycje. Gdyby się opłacały, operatorzy budowaliby sami. Ponieważ nie opłacała się budowa nawet jedna sieć, to nie ma co liczyć, że powstanie konkurencyjna infrastruktura do tej, którą teraz dotuje państwo i Unia Europejska. Ponieważ nie powstanie, to jednym z głównych zadań nadzoru rynkowego jest, aby dostęp do tej sieci miał każdy – nie tylko beneficjent programu i bezpośredni właściciel – ale również jego konkurenci. To jest zapisane w dokumentach programowych POPC. Trzeba tylko dopilnować, żeby to rzeczywiście działało.

Monopolista dyktuje ceny i liczy marżę zysku. Konkurujące przedsiębiorstwa wciąż muszą myśleć o ekonomicznej efektywności, jakości usług i dobrych relacjach z klientami. Ostatnie 10 lat na polskim rynku telekomunikacyjnym pokazuje, że nic się na nim tak nie sprawdza, jak konkurencja infrastrukturalna. Budujące nowoczesną infrastrukturę sieci kablowe, zdominowały operatora zasiedziałego, który zamiast modernizować swoją sieć pogrążył się w wojnie z regulatorem.

Astronomiczna kwota ponad 9 mld zł, jaką w 2015 r. wylicytowali za częstotliwości radiowe operatorzy mobilni wzięła się z tego samego: każdy z nich chce mieć najlepszą sieć, o możliwie największym zasięgu. Klienci zacierają ręce, bo za te same (lub mniejsze) pieniądze dostaję coraz wyższej jakości usługi.