– Duże telekomy inwestują w rozbudowę sieci optycznych dosyć stabilnie. Dotyczy to przede wszystkim Orange, który w ostatnich latach znacznie uelastycznił swoją politykę zakupową niezbędnych materiałów. Widać również rosnącą aktywność ze strony Netii oraz UPC Polska. Wciąż budują także Nexera czy Iris Telecommunication. Duże podmioty mogą w większym stopniu bazować na własnych lub komercyjnych środkach finansowych. Mniejsze firmy natomiast czekają na rozpoczęcie publicznych programów inwestycyjnych – mówi Wojciech Jurewicz. – Warto pamiętać, że jedną kwestią są zakupy kabli światłowodowych do nowo budowanych sieci, a drugą utylizacja sieci już istniejących: to oznacza liczone w tysiącach sztuk zamówienia na splittery, pigtaile, czy gniazda optyczne.
Na szczęście dostęp do kabli i osprzętu optycznego nie stanowi dzisiaj problemu. Podaż zwykle potrafi dogonić skoki popytu
– W Polsce okresem niebywałego wzrostu zapotrzebowania na kable optyczne była budowa regionalnych sieci szerokopasmowych. Wówczas jednak na rynku pojawili się nowi dostawcy m.in. z Korei Południowej. Polski rynek optyczny jest w bardzo istotnym stopniu napędzany funduszami publicznymi (w tym unijnymi) i widać wyraźne skoki popytu, kiedy publiczne projekty wkraczają w fazę realizacji. Kilka lat temu na krajowy popyt nałożył się globalny deficyt kabli i osprzętu wywołany ogromnymi inwestycjami wielkich chińskich telekomów na rodzimym rynku, kiedy budowały one optyczny dostęp i sieci 5G. Przez pewien czas był wtedy problem z dostępnością włókna optycznego, ale w odpowiedzi powstały nowe fabryki produkujące włókno i problem został zażegnany. Powiedziałbym nawet, że dzisiaj daje się odczuć lekka nadpodaż kabla optycznego, stymulowana m.in. przez inwestycje chińskich producentów w Europie spowodowane nałożeniem cła na import kabli bezpośrednio z Chin – mówi Wojciech Jurewicz. – Inną sprawą jest natomiast dotknięta przez pandemię logistyka. Frachty podrożały, a na dostawy trzeba czasem długo czekać.
O ile bowiem aukcja i wdrożenie technologii 5G w paśmie 3400-3800 MHz nie wróży przewrotu w podejściu do mobilnego backhaulu, o tyle sytuacja może się zmienić, kiedy do użytku wejdzie milimetrowe pasmo 26 GHz. „Prawdziwe 5G” bowiem, to nie tylko RAN na nowych zakresach częstotliwości, ale także nowy rdzeń sieci (5G Core), implementujący nowe funkcje, i wreszcie zagęszczenie siatki radiowej za pomocą mikrokomórek. Dzięki temu będzie można uzyskać opóźnienia w sieci liczonej milisekundami, co ma być jednym z najważniejszych atutów nowej technologii.
Tak gęsta sieć nadajników radiowych oznacza, że (być może) posłużą także w charakterze przyłączy abonenckich zamiast ostatnich kilkunastu, czy kilkudziesięciu metrów kabla. To wszystko zaś razem znaczy, że w perspektywie krajowych sieci mobilnych jest budowa i zarządzanie dodatkową liczbą kilkunastu, czy kilkudziesięciu tysięcy nowych węzłów sieci radiowej, ulokowanych co kilkaset metrów. I każdy zasilony światłowodem.
[Tekst powstał we współpracy z C&C Partners]