W tym konkretnym przypadku rzeczywiście – i oczywiście - jest tak, że usługa telewizji mobilnej była organizacyjnym i technologicznym wyzwaniem, a jej wprowadzenie wiązało się z kosztami i ryzykiem. Podobnie, choć w innej skali, było kiedyś z kosą ("to nie wystarczy sierp?"), maszyną parową, czy wreszcie… telefonem komórkowym. Z jakichś przyczyn jednak operatorzy uznali (i ten akurat pogląd SOKiK podzielił), że wejście jednego z nich na rynek mobilnej TV dawałoby mu przewagę konkurencyjną nad pozostałymi, czemu miało przeciwdziałać powołanie konsorcjum. Następnie zaś, już po uzyskaniu przez INFO-TV-FM decyzji o rezerwacji częstotliwości, odwoływali się do Prezesa UKE i WSA. Skoro technologia DVB-H nie miała przyszłości a usługa była niskomarżowa, to po co było się odwoływać?
Część uzasadnienia SOKiK, które tłumaczy legalność dalszych działań MNO – uzgadnianie stanowisk, wymiana informacji przez przedstawicieli operatorów – obfituje w stwierdzenia, które trudno określić inaczej, jak wewnętrzne sprzeczne, czy nawet naiwne.
I tak, sąd uznaje zarząd i radę nadzorczą Mobile TV za niesamodzielne ("marionetkowe"). W innym z kolei miejscu (dotyczącym akcji prowadzonej przez biura PR operatorów) kładzie nacisk na samodzielność Mobile TV, oraz wykorzystanie przez tę spółkę biur PR operatorów wyłącznie ze względów praktycznych. Sąd pisze o dozwolonej walce PR-owej, o ile jest oparta na prawdzie. Powstaje jednak pytanie: kto ją prowadził - niesamodzielny zarząd Mobile TV, czy operatorzy, którzy sterowali konsorcjum odpowiednio do skoordynowanych interesów?
W innym miejscu sąd tłumaczy, że przesłanie przez przedstawiciela jednego z operatorów swojej wypowiedzi (dotyczącej oceny oferty ITF jako niewiarygodnej) do pozostałych operatorów w minutę po jej przesłaniu do dziennikarza pozbawione było znaczenia, gdyż przecież informacja ta i tak miała za chwilę stać się publiczna (sic!). Trudno się nie zgodzić się z Prezesem UOKiK, że takie działania nie są standardowe w normalnych relacjach między konkurującymi ze sobą przedsiębiorcami.
Smutne konkluzje
W historii orzecznictwa antykartelowego nawet znacznie mniej naiwne zabiegi, a czasem nawet bardzo wiarygodne konstrukcje, są demaskowane i piętnowane przez organy antymonopolowe i sądy. Tak się nie stało w tej historii, w której zaniedbano nawet zidentyfikowanie niezbędnej granicy pomiędzy okresem uprawnionych wspólnych działań w ramach Mobile TV a okresem, w którym wszelkie wspólne działania były po prostu podejmowane w intencji niewpuszczenia na rynek konkurenta ze świeżo uzyskaną przewagą technologiczną.
W opisanej wyżej historii smutne jest to, że trzej zasiedziali operatorzy początkowo nie dostrzegli nawet problemu w swoich wspólnych działaniach. Kwestię "ryzyka antymonopolowego" podniósł dopiero rynkowy challenger P4, czyli ten podmiot, który jako ostatni dołączył do triady zasiedziałych operatorów i początkowo zrobił wiele dla rozbicia oligopolu. Ostatecznie sam – mając bolesne doświadczenie z antykonkurencyjnymi działaniami – wziął udział w przedsięwzięciu, które Prezes UOKIK uznał za kartel...
Najsmutniejsze jednak jest to, że SOKiK który powinien stać na straży przestrzegania zasad konkurencji, swoim wyrokiem otworzył furtkę do ich łamania. W moim przekonaniu uzasadnienie wyroku – zamiast piętnować – zawiera tłumaczenie działań kartelu. Być może zadecydowała o tym wysokość kar nałożonych decyzją Prezesa UOKiK – na tyle onieśmieliła sąd, że szukał innego wyjścia, pozwalającego uniknąć wydawania tak ważkiego w skutkach dla operatorów wyroku? Szkoda tylko, że nie skorzystał z miarkowania kary jako mniejszej interwencji w rozstrzygnięcie Prezesa UOKiK, która nie wiązałaby się z tak radykalnym odejściem od brzmienia i ducha ustawy antymonopolowej.