O tyle mniej więcej wzrosły roczne przychody Orange Polska w okresie kadencji Juliena Ducarroza na stanowisku prezesa spółki. To zarówno bardzo wymierne, jak i bardzo powierzchowne podsumowanie jego kadencji. Ogólnie rzecz biorąc, miał szczęście trafić na odbicie i wzrost Orange Polska, ale także na trzy kolejne kataklizmy: pandemię, wojnę oraz inflację. Wyszedł obronną ręką. Miejmy nadzieję, że na jego następczynię czekają bardziej typowe wyzwania biznesowe.
W ostatni piątek Liudmila Climoc formalnie objęła stanowisko prezesa zarządu Orange Polska. Urodzona w Mołdawii menedżerka będzie pierwszą kobietą na tym stanowisku od czas wydzielenia Telekomunikacji Polskiej (poprzednika prawnego Orange) w oddzielne przedsiębiorstwo. Przez ostatnie siedem lat Liudmila Climoc kierowała Orange Romania, która to spółka jest największym operatorem mobilnym w tym kraju (powstała w 1997 r. a od 2002 r. należy do Grupy Orange). Po zakupie kontrolnego pakietu udziałów w 2021 r. jest również poważnym graczem na rynku stacjonarnym. Dalszy rozwój na tym rynku należeć będzie właśnie do Juliena Ducarroza, który obejmuje szefostwo rumuńskiego operatora.
I tak to miało wyglądać już w 2020 r. – Liudmila Climoc miała przyjechać z Bukaresztu do Warszawy, a na jej miejsce z Kiszyniowa właśnie Julien Ducarroz, który wówczas kierował Orange Moldova. To by współgrało z drabinką awansu korporacyjnego w Grupie Orange (Polska to większy rynek, niż Rumunia, a Rumunią większy niż Mołdawia). Na przeszkodzie stanęły problemy formalne, w efekcie których Liudmila Climoc została w Rumunii a Julien Ducarroz przyjechał do Warszawy. Ponoć zresztą bez większego entuzjazmu ponieważ osobiście jest związany z Bukaresztem, gdzie ma dom i rodzinę (żona jest obywatelką Rumunii).
Przyjechał zaś do kraju, w którym spółka Orange jak się zdawało biznesowo najgorsze ma już za sobą. Sytuacja w segmencie mobilnym była stabilna. Rynek już dojrzały i dawno po spektakularnych wzrostach, ale również po zakończeniu 10-letniej konkwisty Playa, który zmienił strategię, dołączając jako czwarty do „tłustych kotów”. Ceny usług zaczęły rosnąć, a dodatkowo operatorzy coraz skuteczniej sprzedawali smartfony.
Na rynku stacjonarnym wyzwań było więcej, ale widać było, że program budowy sieci optycznej daje komercyjne efekty. Inna sprawa, czy takie jakie przewidywano w 2015 r., niemniej na rynku stacjonarnym Orange znowu zaczął nadawać ton. Zupełnie inaczej, niż w trudnym okresie 2008-2015.
Z drugiej strony świat ogarnięty był epidemią koronawirusa, która zdezorganizowała życie społeczne i działalność gospodarczą. W Polsce największa fala zachorowań dopiero nadciągała, ale po pół roku działalności w warunkach specjalnych rynek przynajmniej wiedział co robić i był jako tako przygotowany do nadciągającej fali zachorowań. Dla branży telekomunikacyjnej zresztą rozpoczęła się hossa, ponieważ od jej infrastruktury zależała możliwość zdalnej pracy i nauki. Popyt na dostęp stacjonarny wzrósł, czego branża wciąż jest beneficjentem.