- Łącza wysokiej przepływności sprzedane razem z routerem Wi-Fi, to pętla na szyi operatora. Klient (w większości nieświadomy zawiłości technicznych) jako oczywistości oczekuje, że po Wi-Fi w każdym zakamarku domu łącze będzie działało tak samo, jak po kablu. Problem skarg na zbyt niską przepływność dotyczy również łączy o grubo niższych niż gigabitowe przepływnościach kontraktowych. Z naszych obserwacji wynika, że problem zaczyna się już przy kontraktach 50 Mb/s i powyżej. W 99,99 proc. przypadków okazuje się, że klientowi odpowiednich parametrów nie dotrzymuje sieć Wi-Fi, albo wychodząc do ogrodu czy piwnicy traci zasięg. Co gorsza, w wypadku, gdy to operator jest dostawcą urządzenia Wi-Fi, klient oczekuje, że operator dokona cudu i sprawi, że interfejs radiowy zacznie działać tak samo jak kablowy.
- Pragnąc wyeliminować skargi na wydajność sieci radiowej, w pewnym momencie odstąpiliśmy od dostarczania urządzeń Wi-Fi klientom, przesuwając niejako odpowiedzialność na nich samych. Niestety, praktyka pokazała, że to rozwiązanie było równie złe, jak zapewnienie klientom urządzeń i zmierzenie się ze skargami na niską przepływność łącza.
- Remedium (w pewnym stopniu) okazało się zapisanie w umowie oraz w regulaminie, że przepływność kontraktowa dotyczy połączeń kablowych, oraz że na urządzeniach bezprzewodowych wewnątrz lokalu osiągnięcie maksymalnych prędkości nie jest technicznie możliwe. Niestety, klient najczęściej dostrzega ten zapis dopiero w momencie, gdy złoży reklamację, co nie zmienia faktu, że doznaje poczucia niesprawiedliwości.
- W momencie, gdy gigabitowy rollercoaster na serio nabierze u dużych operatorów rozpędu, ruszy fala reklamacji ze strony niezadowolonych klientów, którzy nie będą w stanie odnotować upragnionego „giga”. W konsekwencji prawdopodobne jest, że wtrąci się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, by zbadać, czy nie doszło czasem do naruszenia zbiorowych interesów konsumentów, którzy kupują coś, czego nie mogą w rzeczywistych warunkach doświadczyć nawet przez chwilę. Właśnie dlatego w 2015 r. podjęliśmy decyzję o kolejnym zapisie regulaminowym, że przepływność 1 Gb/s jest możliwa do osiągnięcia wyłącznie na interfejsach 10 GbE (i szybszych), zaś w przypadku interfejsu 1 GbE prędkość jest technologicznie ograniczona do 900 Mb/s. Tutaj ukłon w stronę marketingu Netii - oferuje ona w reklamach maksymalnie 900 Mb/s – i słusznie.
- W kontekście nadchodzących zmian w Prawie telekomunikacyjnym usunęliśmy z oferty łącza konsumenckie 1 Gb/s i wprowadziliśmy łącze 900/150 Mb/s oraz 2000/200 Mb/s. To drugie jest dostępne wyłącznie na interfejsie 10 GbE i takowego wymagamy u klienta do osiągnięcia pełnej przepływności łącza.
- Po zastosowaniu przez nas powyższych zapisów regulaminowych, roszczenia klientów zdecydowanie zmalały, ale nie do zera.
Zacznijmy od domowego sprzętu
W codziennej rzeczywistości wraca jak bumerang pytanie: jak i czym mierzyć prędkość?
Zacznijmy pokrótce od tego, co jest w środku naszych urządzeń (skróty dla przejrzystości tekstu zamierzone).
Komputer, to (wielkim skrócie):
- płyta główna,
- procesor(y),
- pamięć,
- dysk,
- karta sieciowa,
- ekran,
- klawiatura.
Żeby to wszystko mogło działać potrzebne są łączące te elementy magistrale. O ile w przypadku przepustowości starszego Ethernetu 10/100 Mb/s nawet przed laty nie było żadnego problemu, ponieważ przepustowość magistrali PCI nawet w 20-letnich komputerach jest zupełnie wystarczająca dla przepływności 100 Mb/s.