Zazwyczaj o opracowaniu zintegrowanej struktury regulacyjnej decyduje chęć uwzględnienia konwergencji, a także aktywność regulatora, który widzi, że skuteczna regulacja wymaga nadążania za zmianami technologicznymi, a także dysponowania kompletem narzędzi: ex poste i ex ante. Zintegrowane ciała regulacyjne od 1934 r. działają w USA, a od 1976 r. w Kanadzie. W ostatnich latach na wprowadzenie takiego regulatora zdecydowały się Finlandia, Wielka Brytania, Szwajcaria, Włochy, Bośnia i Hercegowina.
Najbardziej znanym i analizowanym przypadkiem jest brytyjski OFCOM, który powstał z pięciu różnych organów, a proces ich integracji trwał, nie bez przeszkód, trzy lata. Jednak pionierem w Unii Europejskiej był włoski AGCOM. Powołaniu zintegrowanych organów sprzyjała atmosfera zbudowana przez Zieloną Księgę KE Konwergencja telekomunikacji, mediów i różnych sektorów technologii informacyjnych oraz jej implikacje dla regulacji prawnych.
6. W Polsce pierwszym oficjalnym dokumentem, w którym próbowano dokonać wstępnych przymiarek do integracji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (KRRiT) oraz ówczesnego poprzednika UKE – Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty była publikacja przygotowana przez KRRiT jako założenia nowej ustawy o mediach elektronicznych: Polityka państwa polskiego w dziedzinie mediów elektronicznych w kontekście europejskiej polityki audiowizualnej z 2003 r. Pełniłam przy tym projekcie rolę konsultanta, a nie był to ani pierwszy, ani ostatni mój apel o zintegrowanie organów.
Rozważając wówczas zintegrowanie KRRiT i obecnego UKE, analizowaliśmy zarówno interes państwa (delikatny z uwagi na konstytucyjną role i zadania KRRiT), interes obu branż – telekomunikacyjnej i medialnej, coraz wyraźniej tworzących jeden sektor, oraz interes konsumentów. Wzięliśmy pod uwagę takie argumenty przemawiające za integracją, jak nadążanie za zmianami technologicznymi, dostosowanie do procesów rynkowych, neutralność technologiczna, lepsze dopasowanie narzędzi, niedublowanie kompetencji, złagodzenie konkurencji między organami, obniżenie kosztów ich działania, zwiększenie presji na rynek, ale i różnice w celach i sposobach regulacji między rynkiem telekomunikacyjnym (konkurencja infrastruktury lub usług) a rynkiem medialnym (pluralizm treści).
Wysuwane przeszło dziesięć lat temu obawy o zdominowanie polityki medialnej przez politykę telekomunikacyjną dzisiaj byłyby nieistotne lub z łatwością wyjaśnione. W dzisiejszej polityce telekomunikacyjnej, jak i medialnej, zagadnienia konkurencji infrastrukturalnej, czy usługowej są jedynie tłem dla zagadnień związanych z pozycją użytkownika, jako nadawcy i odbiorcy treści pochodzących z różnych źródeł, rozprowadzanych lub rozpowszechnianych także przez niego samego z wykorzystaniem różnych platform, z których większość jest dla niego technologicznie obojętna. Zatem treść, ochrona związanych z nią wartości oraz użytkownik, to nowe wspólne zagadnienia, wokół których będzie koncentrować się regulacja obu sektorów. Z punktu widzenia mediów traci znaczenie dystrybucja uprawnień, która w telekomunikacji straciła na znaczeniu już dawno.
Ponieważ przedsiębiorcy stali się aktywni na obu rynkach jednocześnie, to ich administracyjna obsługa powinna przebiegać w „jednym okienku”. Jednocześnie pora przemyśleć, które różnice w obu systemach regulacji są konieczne, a w jakich przypadkach media elektroniczne i internetowe powinny cieszyć się identyczną wolnością lub podlegać tej samej presji regulacyjnej. Prawa wyłączne do dostarczania treści, jakie dotychczas wiązały się z koncesjami i częstotliwościami, nie mają już znaczenia. Mogą co najwyżej wpłynąć na konkurencyjność rynku. Żadna platforma technologiczna nie jest jednak zmonopolizowana, zatem potrzebne jest inne ułożenie zobowiązań dostawców treści, pytanie brzmi: jakie? Jeśli stawiamy duży nacisk na kwestie kulturowe i społeczne, na tożsamość kulturową, na ochronę nieletnich, to które ze zintegrowanych mediów elektronicznych powinny wypełniać misje publiczną, które i za co powinny podlegać regulacjom penitencjarnym, a które powinny przestrzegać regulacji dotyczących np. czasu reklamowego, biorąc pod uwagę, że państwo wciąż pobiera daninę publiczną w postaci abonamentu.
Nie unikniemy także debaty o niezależności regulatora. Niezależności zarówno od polityków, jak i od rynku.