Globalny efekt chińskiego motyla

Sprawa wygląda jeszcze gorzej, jeśli uwzględnić narastające problemy związane z pandemią COVID-19, rosnącymi cenami materiałów produkcyjnych oraz logistyki globalnej. Tworzywa sztuczne notują rekordowo wysokie poziomy cenowe (HDPE to wzrosty z 850 euro/t do nawet 1350-1400 euro/t), miedź i stal – także poziomy niespotykane od lat. Głównym problemem jest jednak przede wszystkim brak tych materiałów na rynku. W produkcji elementów pasywach (kable, rury, mikrokanalizacja) dochodzi do podobnych zatorów, jak w produkcji elektroniki użytkowej, gdzie wojna celna, embarga i – przede wszystkim – COVID-19 spowodował braki podstawowych komponentów. Często o znikomej wartości (jak np. sterownik ekranów LCD za 1 USD szt.), ale blokujących produkcję większych urządzeń. Dotyka to całe, dobrze zabezpieczone, łańcuchy dostaw nawet takich producentów jak Apple. Problemami dotknięta jest także cała spedycja morska i kolejowa z Azji, a ceny za kontener poszybowały w górę 2-3 krotnie w porównaniu do 2017/18 r. Często okazuje się, że towarów, których nie da się zmieścić dużo w kontenerze lub są małej wartości jednostkowej, nie opłaca się już ściągać z Azji. Wreszcie czasowe zaczopowanie wielkim kontenerowcem Kanału Sueskiego, przez który przechodzi 12 proc. globalnego handlu, przyprawiło o stan przedzawałowy menedżerów wielu firm w Polsce i pokazało, jak kruche są kanały tranzytowe.

Czy inwestorzy telekomunikacyjni powinni obawiać się skutków działań Komisji Europejskiej i globalnych trudności?

Na pewno powinni je uwzględnić w łańcuchu dostaw, dywersyfikując dostawców nie tylko ilościowo, ale uwzględniając ich geolokalizacyjne uwarunkowania. Inwestycje realizowane obecnie są budżetowane w okresie bańki cenowej. Późniejsze drastyczne obniżki cen materiałów na pewno cieszyły każdego inwestora. Niemniej jeśli uwzględnić równoległy wzrost kosztów stałych, stawek zatrudnienia i obciążeń podatkowych, to jasne że oszczędności na materiałach nie zrównoważą wzrostu innych kosztów realizacji projektów. Z kolei ryczałtowy charakter przetargów i zamrożenie wynagrodzenia, charakterystyczne dla projektów telekomunikacyjnych, na pewno przyprawi o ból głowy niejednego inwestora lub dyrektora realizacji.

Z trzepotem motylich skrzydeł w Egipcie, Chinach, USA czy w zaciszu gabinetów komisji europejskiej – nic już zapewne nie zrobimy. Może jednak warto zacząć przyzwyczajać się do myśli, że żyjemy w bardzo dynamicznym i płynnym świecie, w którym zmiana na końcu świata oddziałowuje lokalnie. I to szybciej, niż bylibyśmy w stanie sobie wyobrazić jeszcze parę lat temu.

Być może taka refleksja pozwoli decydentom konstruować przetargi i inwestycje (choćby na wzór branży drogowej w ostatnich latach), aby zmiany globalne – na które ani inwestor, ani tym bardziej wykonawca, nie mają wpływu – mogły być rozsądnie uwzględnione, a ryzyko rozłożone na wszystkich kontrahentów. Być może też spowoduje, że klienci uważniej spojrzą na łańcuch dostaw, widząc tam wyraźniej potrzebę partnerstwa, a nie tylko źródło kosztów, problemów i – generalnie – zła koniecznego.

[śródtytuły od redakcji]

AUTOR

Wieloletni dyrektor handlowy i dyrektor rozwoju biznesu. Związany z branżą produkcji i dystrybucji kabli oraz osprzętu kablowego od ponad 20 lat. Aktualnie rozwija agencje handlową wspomagającą zagranicznych producentów w wejściu na rynek europejski.