Dyskusje o telekomunikacji: wolność sieci według potrzeb

Gość dyskusji: dr Jerzy Żurek z Instytutu Łączności
(źr.fot.TELKO.in)

Jacek Niewęgłowski: To jednak świadczy, że operatorzy przespali fakt, że usługi uciekają z ich własnej sieci. Próbowali budować własne OTT, ale bez większych skutków. Jedyną usługą, której klient na pewno od nich potrzebuje jest dostęp do sieci. Wydaje się, że historycznie cena tej usługi jest niewłaściwie zdefiniowana – poniżej kosztów zapewnienia. To dlatego operatorzy szukają nowych źródeł przychodów i starają się zapełnić finansową lukę bez ruszania detalicznych cen dostępu. Inną drogą byłoby stopniowe podwyższanie tych cen. Być może wrócimy w sieciach IP do mechanizmu sending party pays.

Łukasz Dec: Nie wiem, czy to nie jest właściwsza droga. W każdym razie rozwiązanie, które rynek zaordynuje sobie sam, bez udziału regulatorów. Pamiętacie "bańkę internetową", kiedy powstało mnóstwo e-firm? Każda miała zarabiać kokosy na rynku internetowym, wówczas wartym kilka, czy kilkanaście milionów złotych. Wtedy padł pomysł: "niech nam ISP płacą, bo dzięki naszym zasobom klienci kupują od nich dostęp". ISP oczywiście nie chcieli płacić. Rynek internetowy się rozwinął i dzisiaj nikt tego nie oczekuje. Bawi mnie, że wektor dyskusji dostaje nowego zwrotu. Uważam, że tak nierealne były wówczas oczekiwania dotkomów, jak są dzisiaj skrajnie stawiane oczekiwania operatorów. Zamiast domagać się haraczu powinni szukać możliwość świadczenia nowych usług. Przedstawiciel jednego z dużych telekomów mówił mi całkiem niedawno, że on by chciał blokować na zlecenie producentów filmów nielegalne korzystanie z filmów w internecie, ale boi się pogwałcenia neutralności sieci. W tym trzeba pomóc operatorom: żeby mogli świadczyć nowe usługi.

Ireneusz Piecuch: To może byłaby ciekawa usługa. Problem polega na tym, gdzie postawić granicę. Czy możliwość filtrowania treści określonego typu, nie powodowałaby do rozszerzania takich działań na inne obszary?

Jacek Niewęgłowski: Jak prezydent Turcji, który zablokował Twittera i Facebooka.

Ireneusz Piecuch: O właśnie! Z tym się już raczej nie mogę identyfikować. Usługi dodane? Jasne. Tylko, czy operator powinien występować w roli (zwłaszcza płatnej) egzekutora prawa?

Jacek Niewęgłowski: Z tymi usługami dodanymi też nie jest łatwo. Dyskusja nad neutralnością sieci prowadzi do zaskakujących paradoksów. Moja firma (nie jedyna na świecie) zaoferowała tzw. zero rating, czyli nielimitowany dostęp do wybranych aplikacji. Bodaj już trzy kraje uznały, że taka oferta rażąco narusza zasadę neutralności sieciowej, ponieważ wybrany dostawca ma ekskluzywny dostęp do użytkowników. Trudno sobie wyobrazić bardziej prokonsumencką usługę, niż zero rating, ale nieobjęci nią OTT mogą się skarżyć na utrudnione warunki działania. Przecież jego kontent jest dla internauty mniej atrakcyjny.

Ireneusz Piecuch: Myślę, że przesłanki dla podejmowania takich działań regulacyjnych, mają podłoże w przepisach dotyczących ochrony rynku. Nie wiązałbym tego z zagadnieniem neutralności sieci.

Andrzej Abramczuk: Paradoksalne jest, że razem z walką o otwarty internet toczy się walka o ochronę nieletnich przed pornografią w sieci, czy też walka o ograniczenie lub ściślejsze kontrolowanie (zwłaszcza w sferze danin publicznych) hazardu online. Jedno z drugim się cokolwiek kłóci. I jeszcze na dodatek Unia Europejska myśli o dosyć drobiazgowych regulacjach własnej branży internetowej, a jednocześnie negocjuje układ o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi, który może jeszcze bardziej otworzyć przeregulowany europejski rynek na znacznie słabiej regulowanych i agresywnych dostawców usług internetowych z za oceanu. Mam nadzieję, że europejscy negocjatorzy będą o tej części rynku pamiętać, żeby nie okazało się, że skoro internetu nie widać, to nie ma problemów, o których rozmawiamy.