- Trudno nie zgodzić się z poglądem, że prawo własności nie ma charakteru absolutnego i podlega ograniczeniom między innymi ze względu na prawa osób trzecich bądź nadrzędne interesy generalne jak choćby interes publiczny. Jest to zasada ugruntowana i nie kwestionowana w naszym systemie prawnym. Ograniczenie prawa własności może nastąpić tylko w takim zakresie w jakim jest to niezbędne dla zabezpieczenia praw innych podmiotów oraz proporcjonalnie do wymagań interesu publicznego. Niedopuszczalne jest ograniczenie prawa własności, które powodować będzie nieuzasadnione przysporzenia korzyści dla osób trzecich, a które dodatkowo nie są niezbędne dla realizacji celu jakiemu służy ograniczenie prawa.
Przypomnieć wypada, że zasadniczym celem regulacji art. 30 megaustawy jest zapewnienie telekomunikacji w budynku, a w tym dostępu do szerokopasmowego internetu. W ocenie wielu właścicieli nieruchomości, w świetle powyższych uwarunkowań, ograniczenia prawa własności wynikające z obecnego brzmienia art. 30 jest nadmierne i w znacznym stopniu służy tylko realizacji interesów ekonomicznych operatorów.
Dotyczy to w szczególności:
- braku ustawowej gwarancji zwrotu kosztów ponoszonych przez właściciela budynku w związku z udzieleniem dostępu, co oznacza, że koszty ponieść musi właściciel budynku,
- możliwości odpłatnego udostępnienia innym operatorom infrastruktury uzyskanej nieodpłatnie od właściciela budynku,
- możliwości uzyskania dostępu do budynku niezależnie od braku zainteresowania usługami operatora ze strony któregokolwiek z najemców.
Rozumiem, że zarówno operatorzy bronią poglądu o zrównoważeniu praw i obowiązków właścicieli i operatorów. Znakomita większość znanych mi właścicieli nieruchomości nie podziela jednak tego optymistycznego i nieuzasadnionego zapatrywania. Obowiązki operatorów, które rzekomo mają budować ten balans, takie jak obowiązek wykonywania uprawnień w najmniej uciążliwy sposób czy obowiązki w zakresie przywrócenia stanu poprzedniego bez wątpienia dobrze wyglądają w treści decyzji dostępowej, ale w praktyce nie mają realnego znaczenia.
- Nie można zgodzić się z tezą, że w praktyce dysponent nieruchomości ma pozycję dominującą. Przecież to operator, w razie ewentualnego uchylania się od udzielenia dostępu przez dysponenta nieruchomości, może wystąpić o wydanie decyzji dostępowej, którą niemal w każdym przypadku otrzyma. W zasadzie jedynym warunkiem złożenia wniosku do prezesa UKE jest bezskuteczny upływ 30 dni od złożenia wniosku o dostęp. Niewątpliwie zatem jedna ze stron ma przewagę, ale z pewnością nie jest to właściciel nieruchomości.
- Ubieganie się o dostęp „na wszelki wypadek” czyli bez ustalenia podmiotu, dla którego mają być świadczone usługi jest faktem. Tego rodzaju wystąpienia są nagminne i znane zapewne niemal wszystkim właścicielom budynków komercyjnych. Wątpiącym chętnie przedstawię przykłady tego rodzaju sytuacji.
- Porównania instalacji telekomunikacyjnej do instalacji elektrycznych czy wodociągowych w budynkach jest nieadekwatne i muszą prowadzić do błędnych wniosków. Pomijając już kwestię odmiennych regulacji w zakresie prawa własności poszczególnych rodzajów instalacji, nie znam przypadku, aby w budynkach funkcjonowało kilka lub kilkanaście niezależnych instalacji wodociągowych, gazowych i elektrycznych dla całego budynku, budowanych i eksploatowanych przez różne podmioty.
- Konieczność zapewnienia podwyższonych standardów bezpieczeństwa w budynkach komercyjnych, o której pisałem, nie dotyczy bezpieczeństwa przeciwpożarowego, do którego odniósł się mec. Łukasz Bazański, ale bezpieczeństwa przesyłanych danych i ochrony infrastruktury przed nieuprawnionym dostępem osób trzecich.