Lektura treści polemik jakie ukazały się po publikacji mojego materiału dotyczącego stosowania art. 30 megaustawy pokazuje, że zagadnienie dostępu telekomunikacyjnego do budynków użyteczności publicznej, a w szczególności do budynków biurowych i galerii handlowych, budzi szerokie zainteresowanie mimo, że dotyczy wąskiego wycinka usług telekomunikacyjnych. Poziom emocji jaki towarzyszył polemikom wskazuje również, że problem, jakkolwiek marginalny na tle całego rynku telekomunikacyjnego, jest bliski sercom wielu przedsiębiorców tej branży. Odnoszę jednak wrażenie, że przyczyną są głównie prozaiczne motywy finansowe, a nie dyktowana wyłącznie interesem publicznym troska o rozwój konkurencji, czy o zapewnienie odbiorcom końcowym dostępu do najnowszej technologii, jak sugerują autorzy większości polemik.
Powszechnie wiadomo jak wyglądał rynek usług telekomunikacyjnych przed wejściem w życie megaustawy i jakie ograniczenia dla przedsiębiorców telekomunikacyjnych powodowała polityka dysponentów budynków, a zwłaszcza spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Również budynki komercyjne nie były wolne od złych praktyk rynkowych, zwłaszcza tam, gdzie właściciele udzielali przywileju wyłączności wybranym przedsiębiorcom telekomunikacyjnym.
Autorzy polemik zdają się jednak nie dostrzegać, że od 2010 r. rzeczywistość uległa istotnej zmianie. Dostęp telekomunikacyjny do budynków wielomieszkaniowych uregulowały decyzje prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej i ich prewencyjno-edukacyjne oddziaływanie na właścicieli nieruchomości. Świadczenie usług w budynkach komercyjnych zaś uregulował sam rynek. I choć zjawisko zbawiennego wpływu „niewidzialnej ręki rynku” zostało zanegowane przez autorów polemik, to faktem pozostaje, że liczba spraw toczących się przed Prezesem UKE dotyczących budynków komercyjnych jest nieporównywalnie mniejsza niż w przypadku budynków mieszkaniowych.
Straszenie więc pazernym właścicielem nieruchomości, który tylko czeka, aby zarobić „górę pieniędzy” przy okazji świadczenia przez przedsiębiorców usług telekomunikacyjnych jest już mocno zdezaktualizowane. Podstawowym źródłem dochodów właścicieli budynków komercyjnych nie są bliżej nieokreślone korzyści związane rzekomo z udzielaniem dostępu telekomunikacyjnego, ale przychody z najmu, co z puntu widzenia właściciela oznacza, że „najemca ma być zadowolony” – również ze swobodnego dostępu do nowoczesnych usług telekomunikacyjnych świadczonych na konkurencyjnych zasadach.
Rynek powierzchni biurowych w coraz większym stopniu staje się rynkiem najemcy, który dyktuje właścicielowi warunki. Stąd też i usługi telekomunikacyjne w budynkach komercyjnych są zapewniane w taki sposób, aby zaspokoić oczekiwania najemcy. Pomijając niechlubne wyjątki, między bajki można włożyć opowieści o właścicielach budynków, którzy narzucają „jedynego słusznego” operatora. Nie te czasy i nie ta rzeczywistość.
Pozwolę sobie w tym miejscu wrzucić kamyk do ogródka przedsiębiorców telekomunikacyjnych, którzy wielokrotnie składają wnioski o dostęp do nieruchomości, nie wskazując nawet (mimo podjętej przez właściciela korespondencji) czego konkretnie oczekują. To zaś uniemożliwia przeprowadzenie nawet podstawowej oceny warunków technicznych, co w konsekwencji utrudnia lub nawet uniemożliwia uruchomienie usług dla najemcy.
Celem mojego materiału, który został opublikowany dzięki uprzejmości TELKO.in nie było ustalanie „kto jest dobry, kto zły, a kto brzydki”. Uważam, że przypinanie tego rodzaju etykiet oddala wszystkie zainteresowane strony od skutecznego rozwiązania problemu.