– Dzisiaj powszechnie stosowane światłowody mają jeden kanał transmisyjny. Nasz światłowód ma siedem niezależnych kanałów w takim samym włóknie. Nasz wynalazek będzie miał pierwszeństwo ze względu na cenę, przepustowość oraz bezpieczeństwo, ponieważ w odróżnieniu od standardowych światłowodów nie może być podsłuchiwany – przekonywał na konferencji w Lubartowie Krzysztof Witoń.
Wcześniej Witoń organizował w Ożarowie Mazowieckim spotkania z zarządem InPhotech, na które zapraszał przedstawicieli Orange Polska czy UPC. Mieli być bardzo zainteresowania wielordzeniowymi światłowodami, zapewniając, że będą je kupować, gdy tylko produkcja ruszy.
Operatorów telekomunikacyjnych nie trzeba jednak specjalnie przekonywać. Trochę inaczej jest z przemysłem, który w przyszłości ma być dla InPhoTechu też poważnym klientem. Tomasz Nasiłowski uważa jednak, że za kilka lat fotonika będzie ważniejszą technologią w przemyśle niż elektronika. Ta bowiem, choć w XX wieku zrewolucjonizowała przemysł, zmieniając nie tylko funkcjonowanie fabryk, ale i społeczeństwa, dziś dochodzi do granic swych możliwości związanych z szybkością transmisji i przetwarzania danych. Odpowiedzią ma zaś być właśnie technologia światłowodowa. Założyciel InPhoTechu przekonuje, że fotonika dostarcza rozwiązań o lepszych parametrach niż elektronika, o zupełnie nowych możliwościach. Przykładowo może być z powodzeniem wykorzystywana do różnego rodzaju pomiarów, zastępując elektroniczne czujniki, np. do monitorowania infrastruktury krytycznej, takiej jak gazociągi, rurociągi czy zbiorniki, bo światłowody do zastosowań specjalnych, które także rozwija InPhoTech, lepiej niż czujniki elektroniczne radzą sobie z wysokimi temperaturami.
Czy więc w Polsce możemy być niebawem świadkami narodzin światłowodowego championa na skalę światową?
Zapewne pesymistów wątpiących w sukces „polskich światłowodów” nie zabraknie. Warto jednak przypomnieć, że jeszcze kilkanaście lat temu mało kto wierzył, że polskie firmy będą produkować gry wideo, osiągając sukcesy na skalę światową. Warto przypomnieć np. słowa Andrzeja Sapkowskiego, który sprzedał CD Projektowi prawa do „Wiedźmina” i o co później się procesował.
– Byłem na tyle głupi, że od razu sprzedałem prawa. Zaoferowali mi procent od zysków, ale powiedziałem, że żadnych zysków nie będzie, że chcę pieniądze teraz! Byłem na tyle głupi, że zostawiłem wszystko w ich rękach, ponieważ nie wierzyłem w ich sukces. Ale kto mógł przewidzieć taką popularność? Ja na pewno nie – zdradził pisarz w rozmowie z Eurogamerem w 2017 r.
A dziś jedno trzeba przyznać – Tomasz Nasiłowski ma nie mniejszą wiarę w sukces produktu, który rozwija niż założyciele CD Projektu, gdy zaczynali pracę nad „Wiedźminem”.