Wydaje mi się, że lepiej rozmawiać o uproszczeniu raportowania, czy o różnicowaniu obowiązków. Jak wspomniany problem raportowania dla UKE na 31 grudnia i dla BEREC na 1 stycznia: niech UKE postara się o przesunięcie terminu w megaustwie, lub – przepraszam za sformułowanie – niech „ma jaja” i przekaże do BEREC dane o jeden dzień starsze.
Chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię, która co prawda wykracza poza zwykłe ramy prowadzenia biznesu przez małe i duże telekomy, ale w której potencjalna dyskryminacja małych operatorów jest widoczna jak na dłoni: publiczne programy budowy sieci telekomunikacyjnych.
KAROL SKUPIEŃ: Mówiłem o tym wcześniej w kontekście obciążeń podatkowych, z których – między innymi – finansuje się wkład krajowy do tych funduszy: my płacimy podatki, a duzi gracze z nich korzystają. Dlatego jeżeli chodzi o realizację programów inwestycyjnych, to mamy jeden podstawowy postulat: małe obszary konkursowe!
Jak małe?
KAROL SKUPIEŃ: Adekwatnie do lokalnych uwarunkowań. Do tej pory preferowano duże podmioty zarówno poprzez wielkość obszarów konkursowych, jak i system punktacji. To jest niedopuszczalne. Jeżeli nawet jakiekolwiek preferencje, to powinny dotyczyć małych podmiotów.
Jeżeli w danym województwie przeważają operatorzy o zasięgu gminnym, czy powiatowym, to niech tak samo będą skalowane obszary wsparcie. Jeżeli w innym obszarze przeważają operatorzy „3-, 4-powiatowi”, to niech tak będą zaprojektowane konkursy.
Zaproponowana metoda podziału z pewnością nie byłaby łatwa i z pewnością wzbudziłaby dużo niezadowolenia – także w środowisku małych operatorów. Niemniej rozumiem, że panów zdaniem warunki powinny bardziej przystawać do możliwości małych podmiotów. I tu się zgadzamy. W POPC preferowano duże podmioty z powodu ekonomiki realizacji projektów i nakładu pracy po stronie administracji państwowej.
KRZYSZTOF KACPROWICZ: To jest sprawa poboczna, ale projekty POPC niejednokrotnie zaburzyły konkurencję na lokalnych rynkach, dublując istniejąc infrastrukturę. Nie tylko sieć dostępową, ale także sieć magistralną, która istniała, była dostępna, ale i tak została nabudowana. To jest istotny problem, o którym nie mówi się dużo.
KRZYSZTOF KACPROWICZ: Różnicowanie warunków prowadzenia biznesu przez podmioty różnej wielkości jest uzasadnione i jest konieczne. Statystyki wyglądają różnie, różnie też można zdefiniować „małego i średniego operatora”, ale przecież choćby w ostatnim dorocznym raporcie UKE pokazano, że około 1/3 rynku usług dostępu do internetu FTTH, to są mali operatorzy.
Co z tego wynika?
KRZYSZTOF KACPROWICZ: Około 1,5 roku temu Urząd Komunikacji Elektronicznej opublikował statystykę, z której wynikało, że w miastach do 100 tys. mieszkańców mali operatorzy obsługują około 55 proc. łączy światłowodowych. Gdyby próg przesunąć do 50 tys. mieszkańców, to się okazało, że do małych graczy należy co najmniej 80 proc. Istotna część lokalnych rynków telekomunikacyjnych nadal jest pomijana przez największe telekomy (nie tylko w Polsce), bo dla nich są to tereny nisko opłacalne. Nowoczesną komunikację muszą tam zapewnić małe podmioty. I robią to – ze środków własnych lub korzystając z publicznego wsparcia. Liczba operatorów notowana w RPT spada, ale liczba podmiotów raportujących infrastrukturę wciąż rośnie. I to są małe podmioty.
Ich działalność wykracza poza pole telekomunikacji. Lokalne telekomy są centrami kompetencji IT oraz innowacji. Nierzadko zatrudniani przez nasze firmy specjaliści, to jedyni informatycy w całej gminie. To zaś nie tylko nie jest przez państwo wspierane, ale nawet nie jest zauważane.
KAROL SKUPIEŃ: W Polsce nie ma jednego rynku telekomunikacyjnego, tylko jest wiele lokalnych rynków. Różnią się specyfiką i potrzebami klientów. Na tę różnorodność lepiej odpowiadają małe podmioty, które z natury rzeczy są bardziej elastyczne i lepiej dopasowane do lokalnych rynków. Chrońmy te podmioty i chrońmy tę różnorodność. Dla dobra klientów.
Dziękujemy za rozmowę.
rozmawiała Łukasz Dec