Jakie pana zdaniem powinny być zapisy w znowelizowanym prawie odnośnie retencji danych?
Chodzi głównie o zakres zbierania danych i sposób ich wykorzystywania. Ze wspomnianego orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości wynika na przykład, że błędem jest brak jakiegokolwiek rozróżnienia celu zbierania danych. Dyrektywa, która była pomyślana jako narzędzie przeciwdziałania terroryzmowi (a ściśle przepisy wprowadzone na jej podstawie) służy głównie do pozyskiwania danych na użytek spraw rozwodowych. Według Trybunału powinna służyć tylko sprawom karnym. Nie uregulowana jest także kwestia ochrony tajemnicy zawodowej: rozmowy adwokata z klientem, czy lekarza z pacjentem. Nie ma mechanizmów gwarancyjnych, że pozyskane dane są wykorzystywane przez uprawnione służby tylko w zgodzie z ustawowym przeznaczeniem. Inna sprawa, to liczba zapytań od uprawnionych służb. W ubiegłym roku było ich około 2 mln, a wzrost rok do roku był 7-procentowy.
Te dwa miliony zapytań, to dla operatorów istotny problem organizacyjny? Duże koszty?
Wzrost liczby zapytań, owszem, jest dla nas uciążliwy. Wymaga zwiększania zasobów technicznych, czasu pracowników do obsłużenia. Nie chciałbym jednak tylko krytykować, ale też przedstawić propozycje nowych rozwiązań.
Mianowicie?
Bardzo ważne jest precyzyjne określenie celu i zakresu zbierania danych. Ogólnikowość przepisów powoduje nadmiarowe korzystanie z uprawnienia.
Druga kwestia, to stosowanie zasady subsydiarności. W tym wypadku rozumianej, jako korzystanie najpierw z innych dostępnych w sprawach dowodów przed sięgnięciem po dane telekomunikacyjne.
Trzecia sprawa, to ochrona tajemnicy zawodowej.
Czwarta, zasady działania systemów, które automatycznie zbierają dane.
Tę ostatnią sprawę regulował by pan ustawowo?
Część spraw zapewne tak, natomiast kwestie bardziej szczegółowe mogłyby się znaleźć w odpowiednim akcie wykonawczym. Wprowadziłbym poza tym zasadę częściowej odpłatności za pozyskiwane dane. Koszty powinny obejmować zarówno wydatki na przystosowanie infrastruktury, jak i czynności związane z udostępnianiem danych. Opłaty za udostępnianie danych są pobierane w wielu krajach, m.in. w Belgii, Danii, Estonii, czy Francji. Opłaty, nawet na symbolicznym poziomie, powinny sprzyjać rozsądnemu korzystaniu z prawa żądania o dane przez uprawnione podmioty.
Na jakim poziomie powinny być opłaty?
To by wymagało analizy kosztów świadczenia takiej usługi. Kiedyś obowiązywała zasada, że podmioty uprawnione ponosiły np. koszty nośników danych (kiedy dane telekomunikacyjne udostępniano głównie na nośnikach fizycznych). Pozostała część kosztów była po stronie operatorów. Takiej współdzielnie jest jakimś rozwiązaniem.
Wskazane było by także uregulowania zasad raportowania w zakresie udostępniania danych. Dzisiaj zajmuje się tym Prezes UKE, ale dane, które otrzymuje są niepełne, albo się powielają.
Co poza retencją wymagałoby modyfikacji w Pt?
Wspomniałbym jeszcze o tzw. automatycznych systemach wywołujących, działanie których reguluje art.172 Pt. Te rozwiązania są powszechnie stosowane w branży telemarketingowej. Dzisiaj obowiązujące przepisy wymagają zgody abonenta na wykonywanie połączeń z użyciem takiego systemu. Problem w tym, że zgodnie z prezentowanymi interpretacjami nie ma nawet możliwości uzyskania takiej zgody, poza wyraźnie wyrażoną zgodą na piśmie.
Jako abonent telefoniczny muszę stwierdzić, że branża telemarketingowa chyba nie ma obaw o stosowanie takich automatów. Nawet bez mojej zgody.
Jest to wątpliwe w świetle prawa i toczą się postępowania sądowe za takie praktyki. Można to uporządkować ku zadowoleniu obu stron: abonentów i telemarketingowców. Pracujemy zresztą nad samoregulacją w postaci branżowego kodeksu dobrych praktyk.
Czyja to inicjatywa?
Nasza. T-Mobile Polska. Pracujemy nad takim dokumentem, który chcemy zaproponować do przyjęcia także innym operatorom.
Cenna inicjatywa, ale nie rozwiąże problemów interpretacji prawa.
Oczywiście, ale przyjęcie i powszechne stosowanie pewnych zasad powinno i tak porządkować rynek. Powinno także ułatwić interpretację prawa.