Telekomunikacja odporna na wojnę

Nie było od chwili wybuchu wojny na Ukrainie większego blackoutu usług telekomunikacyjnych w Polsce, chociaż miały miejsce ataki i próba destabilizacji polskich sieci ze strony „nieznanych sprawców”. Przynajmniej tak się działo w Orange, jak wynika z naszej rozmowy z Witoldem Drożdżem, członkiem zarządu operatora ds. korporacyjnych i strategii. Wygląda na to, że polski system teleinformatyczny był wystarczająco przygotowany na kryzys w dotychczasowym dla Polski zakresie. Co nie znaczy, że nie trzeba pomyśleć o niepewnej przyszłości, choćby podnosząc redundację i pojemność sieci przez… przydział operatorom pasma 3400-3800 MHz.

Witold Drożdż, członek zarządu ds. korporacyjnych i strategii Orange Polska.
(źr. TELKO.in)

Zakładam, że do 24 lutego bieżącego roku istniał jakiś… paradygmat dotyczący bezpieczeństwa sieci telekomunikacyjnych w Polsce. Czy w ciągu ostatnich trzech miesięcy, od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, uległ on jakiejś zmianie?

WITOLD DROŻDŻ, członek zarządu ds. korporacyjnych i strategii Orange Polska: Zapewne istniał taki paradygmat po stronie państwa. Czy uległ zmianie – nie wiem, czy nie jest na to za wcześnie, choć na pewno wiele ważnych obserwacji można było już poczynić.

Paradygmat wyrażał się w obowiązujących aktach prawnych.

Nie tylko. Również w koncepcji działania sieci telekomunikacyjnych w Polsce, czy pomysłów w rodzaju jednej sieci publicznej lub #polskiego5G. Rząd przy różnych okazjach manifestował, że zasadniczo ufa raczej nadzorowanym przez siebie jednostkom, a partnerzy prywatni są niezbyt pewni. Zaufane jest to, nad czym ma się bezpośrednią kontrolę.

Tak to dziś wygląda?

Trudno inaczej interpretować wspomniane przeze mnie rządowe pomysły. W administracji panowało także dotąd przekonanie, że dane na serwerach są bezpieczne wyłącznie wtedy, kiedy centra kolokacyjne znajdują się w Polsce. Za granicami bezpieczne już nie są, bo w czasie kryzysu nie wiadomo, kto i co może z tymi danymi zrobić.

I nagle wybucha wojna za wschodnią granicą.

Wybucha wojna i to – wbrew niektórym współczesnym teoriom – w najbardziej okrutnej i prymitywnej odsłonie. Z tradycyjnymi starciami zbrojnymi, bombardowaniem miast i niszczeniem infrastruktury cywilnej, w tym także infrastruktury telekomunikacyjnej. Z tego można już wyciągać wnioski, ale czy to już zmieniło paradygmat? – nie wiem. Powinien pan o tym porozmawiać z przedstawicielami administracji publicznej. To oni mają szeroką perspektywę, konkretne obowiązki do spełnienia oraz władzę kreowania rzeczywistości prawno-regulacyjnej.

Wydaje mi się, że dowartościowaniu ulega fizyczne bezpieczeństwo i niezawodność infrastruktury. Do tej pory w większym stopniu koncentrowaliśmy się na cyberzagrożeniach, ryzykach w wymiarze „soft”, związanych bardziej z warstwą oprogramowania, czy z integralnością przepływu informacji.

To nadal z pewnością jest bardzo ważne i będzie bardzo ważne.

Jest i będzie bardzo ważne, ale w pełni nie zabezpiecza. Trzeba być gotowym nie tylko na cyberatak, ale i na przerwanie światłowodu czy zniszczenie nadajnika sieci mobilnej. Wielu analityków prognozowało, że nowoczesna wojna będzie toczyć się bardziej w warstwie cybernetycznej i gospodarczej oraz informacyjno-psychologicznej. I rzeczywiście, intensywnie się w tych warstwach toczy, ale w naszych realiach geopolitycznych ma również niezwykle „tradycyjny” charakter.