Koszty przenoszenia sprzętu również są niebagatelne. Ciekawe też, jaki model konsolidacji sieci docelowo podejmie Cellnex. Według mnie, optymalny w długiej perspektywie byłby również model RAN-sharingowy.
Ale to by miało wpływ na aktywne, nie pasywne, zasoby sieciowe.
Tak, fizyczne lokalizacje w każdym przypadku musiałyby zapewnić pokrycie obu sieciom. Korzyścią byłby niższy CAPEX na jeden zestaw sprzętu aktywnego i niższe koszty utrzymania zunifikowanej infrastruktury aktywnej.
Wiadomo, o ile RAN-sharing jest kosztowo korzystniejszy od site-sharingu?
Proporcjonalnie do wielkości obu sieci współdzielących infrastrukturę. Jeżeli współwykorzystywane sieci są podobnej wielkości, to CAPEX spada około o połowę w porównaniu do samodzielnych inwestycji wymaganych, żeby osiągnąć taki sam efekt. Koszty utrzymania spadają w nieco mniejszym stopniu, chociażby dlatego, że trzeba utrzymywać nadajniki większej mocy konsumujące nieco więcej energii elektrycznej.
Rozwój sytuacji, o jakim pan mówi, wymagałby porozumienia Cellneksu z Playem, ponieważ to te dwa podmioty dysponują infrastrukturą aktywną. Polkomtel się jej pozbył, a emisję sygnału zapewnia mu Cellnex.
Myślę, że takie porozumienie byłoby trójstronne, bo przecież grupa Cyfrowego Polsatu jest dysponentem częstotliwości radiowych, z których korzystałyby nadajniki zunifikowanej sieci.
W takim wypadku zasoby sieci aktywnej także by (doraźnie) zmalały. Spadły jednak także w latach 2011-2014, kiedy T-Mobile unifikował sieć z Orange, żeby potem bezustannie wzrastać.
Pierwotny plan budowy wspólnej sieci oparty był na ówczesnych zasięgach obu operatorów. Obie strony porozumienia wiedziały jednak, że w Polsce jest wiele białych plam komórkowych, i była wola by je wypełniać.
Obszary, gdzie są użytkownicy, ale jeszcze nie ma „sajtów”?
Takie miejsca również, ale jeszcze bardziej miejsca, gdzie użytkowników nie było (lub było ich mało), ale nagle się pojawili (lub ich liczba gwałtownie wzrosła).
Kolejny czynnik, to nowe szlaki komunikacyjne – drogowe i kolejowe, gdzie także należy budować infrastrukturę, ponieważ po ukończeniu inwestycji transportowych ruch telekomunikacyjny w ich pasie gwałtowanie rośnie.
Część białych plam jest dzisiaj – z powodów niezależnych – poza możliwościami inwestycji operatorów. To są przede wszystkim rejony przygraniczne, gdzie z powodu umów międzynarodowych wykluczone są niektóre systemy RAN, albo ograniczona jest moc nadajników i kierunek anten. Ponadto rejony górskie, gdzie samo ukształtowanie terenu utrudnia lub uniemożliwia zapewnienie sygnału.
Jaka jest liczba lokalizacji sieci mobilnej, jaką każdemu MNO da ogólnopolski zasięg?
Myślę, że 14-15 tys. lokalizacji znacząco poprawiłoby zasięg i pojemność sieci – tam, gdzie technicznie jest to sensowne a ekonomicznie opłacalne. Mam na myśli „tradycyjną” sieć makro 2G/3G/4G.
Trzeba przy tym pamiętać, że na terenach nisko zurbanizowanych wyzwaniem jest pojemność. Na takich terenach wykorzystuje się częstotliwości poniżej 1 GHz, które charakteryzują się dobrą propagacją sygnału. Zasobów radiowych w takich częstotliwościach tymczasem jest niewiele do wykorzystania – w praktyce 800 MHz wykorzystywane przez LTE i trochę pasma 900 MHz (wykorzystywane głównie przez 2G i 3G - tu częściowym rozwiązaniem w perspektywie kilku lat jest refarming). Jeżeli pojawia się potrzeba zwiększenia pojemności, to często jedyną możliwością jest budowa nowej lokalizacji sieci, chociaż to jest drogie i lepiej byłoby uruchomić transmisję na dodatkowej częstotliwości. Takich częstotliwości o dobrej propagacji jednak brakuje. To będzie powodowało stałą potrzebę budowy nowych wież telekomunikacyjnych nie z powodu braku zasięgu, a braku pojemności sieci.