Za półtora tygodnia odbędzie się z dawna oczekiwana rozprawa odwoławcza Orange w sprawie kary 127 mln euro, jaką nałożyła na operatora Komisja Europejska za ograniczanie konkurencji na rynku telekomunikacyjnym. Bez względu na werdykt (którego wcale jeszcze nie musimy 26 czerwca poznać) wart podkreślenia jest fakt, że cała sprawa toczy się już siedem lat. Nie tylko polski wymiar sprawiedliwości działa opieszale.
W przyszłym tygodniu przed Sądem Unii Europejskiej w Luksemburgu odbędzie rozprawa w sprawie T-486/11 "Orange Polska przeciwko Komisji". Do tej pory Orange domagał się stwierdzenia nieważności decyzji o nałożeniu kary w 2011 r. lub przynajmniej obniżenia wymiaru grzywny.
– Nasze stanowisko w tej sprawie nie zmieniło się w porównaniu z tym, które komunikowaliśmy już wcześniej - mówi Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange Polska. – Liczymy na korzystny dla nas wyrok.
Operator nie musiał do tej pory płacić kary, ponieważ zgodnie z procedurą zabezpieczył ją gwarancją bankową. W swojej księgowości zawiązał jednak na grzywnę rezerwę finansową, której wartość oscyluje między 40 mln euro, a 50 mln euro w zależności od kwartału. Nie musi to świadczyć wprost, że obniżenia grzywny właśnie do takiej kwoty spodziewa się Orange, ale stanowi to dobry prognostyk, co do prawdopodobnego finału sprawy.
Winy z 2007 r.
Kara została nałożona "za nadużywanie, przed październikiem 2009r., pozycji dominującej na rynku dostępu do hurtowych usług szerokopasmowych." W praktyce chodziło o trudności, jakich doświadczali operatorzy alternatywni (głównie Netia) i jej klienci przy korzystaniu z produktów hurtowych (głównie BSA) w sieci Telekomunikacji Polskiej w latach 2007-2008, kiedy miesiącami trzeba było czekać na aktywację usług w sieci TP nie przygotowanej zupełnie do roli hurtownika. Nie jest to jedyna tego typu sprawa. Grzywny za podobne przewinienia były nakładane także na innych operatorów zasiedziałych: Slovak Telekom, Deutsche Telekom, czy Telefonikę.
Według nieoficjalnych informacji od osób zbliżonych do sprawy dotychczasowe analizy luksemburskiego sądu nie są korzystne dla Orange. Niemniej Komisja Europejska straciła w sporze sojusznika, który mógł walnie się przyczynić do jej zwycięstwa – Netię.
Nowe sojusze
Jesienią ubiegłego roku Orange zawarł z nią porozumienie o wzajemnej rezygnacji z roszczeń w związku postępowaniem przed Komisją. W 2012 r. Netia – która miała być główną ofiarą praktyk Orange – została dopuszczona do postępowania odwoławczego w charakterze tzw. interwenienta. I mocno wspierała postępowanie dowodowe, ponieważ w przypadku podtrzymania decyzji KE o grzywnie sama miała zamiar wystąpić przed polskim sądem z powództwem cywilnym o odszkodowanie. Jej szanse rosły w przypadku zwycięstwa KE przed sądami unijnymi. Ponoć prawnicy Netii potrafili nawet dowieść, że grzywna nałożona przez KE na Orange była zbyt niska z powodu recydywy, jakiej miał sie dopuścić polski operator zasiedziały.
Po długotrwałych negocjacjach Orange więc zdecydował się nie tylko zapłacić Netii 145 mln zł tytułem odszkodowania za odstąpienie od sporu, ale jeszcze obiecał dodatkowy bonus uzależniony od poziomu ostatecznego obniżenia przez unijny sąd grzywny (dodatkowe wynagrodzenie dla Netii zacznie się od 112 mln euro), której domaga się KE.