Wojna spowodowana agresją Rosji na Ukrainę ma swój wymiar telekomunikacyjny. Rosji nie udało się sparaliżować ruchu internetowego i łączności telefonicznej w zaatakowanym kraju. Niszczone łącza są przez Ukraińców naprawiane lub zastępowane łączami tymczasowymi. To samo dotyczy stacji bazowych. Praca jest jednak syzyfowa, nie zawsze i nie wszędzie przynosi efekty. Na terenach, z których wyparto agresora Ukraińcy muszą z mozołem odbudowywać infrastrukturę. Na nowo odkrywamy zalety telekomunikacji satelitarnej, której można obecnie wieszczyć renesans.
Truizmem jest, że Ukraina do agresji Kremla przygotowywała się od lat. Modernizowano armię i budowano umocnienia. A w telekomunikacji zbierano doświadczenia z toczących się od 2014 r. walk w Donbasie i szykowano do odparcia cyberataków na wrażliwe elementy systemu teleinformatycznego. Oraz intensywnie rozbudowywano sieci światłowodowe. Według danych FTTH Council Europe, we wrześniu 2021 r. w ich zasięgu było ok. 12 mln ukraińskich gospodarstw domowych, czyli ok. 68 proc. wszystkich. Z łączy światłowodowych korzystało ok. 2,5 mln klientów.
Rosyjska agresja w cyberprzestrzeni zaczęła się ponad miesiąc przed wybuchem wojny. W nocy z 13 na 14 stycznia 2022 r. podmieniono strony niektórych serwisów rządowych. Nie działał też serwis Diia, którego polskim odpowiednikiem jest mObywatel. Dodatkowo 15 stycznia do niektórych ukraińskich sieci rządowych wpuszczono złośliwe oprogramowanie służące do wymazywania treści. W połowie lutego zaatakowane zostały ukraińskie instytucje finansowe, a także – prawdopodobnie w wyniku sabotażu – zerwany został światłowód ukraińskiego Vodafone’a, w wyniku czego przerwane zostało świadczenie usług mobilnych w obwodach Donieckim i Ługańskim.
Druga faza ataku zaczęła się po południu 23 lutego, na kilkanaście godzin przed militarną agresją Rosji na Ukrainę. Wykorzystano w niej ponownie złośliwe oprogramowanie służące do wymazywania treści, które wpuszczono do ukraińskich sieci rządowych i – między innymi – instytucji finansowych.
Ok. 4.00 rano w dniu wybuchu wojny Rosji udało się sparaliżować satelitarny dostęp do internetu świadczony za pomocą satelity Ka-Sat przez firmę Viasat i jej dystrybutorów. Jak twierdził Viasat, atak był możliwy z powodu błędnej konfiguracji „sekcji zarządzania” sieci satelitarnej, co umożliwiło hakerom zdalny dostęp do modemów i wyłączenie ich. Atak wymierzony był głównie w Ukrainę, gdzie z łączy satelitarnych Viasat korzystały m.in. Siły Zbrojne Ukrainy, Straż Graniczna i policja, ale rykoszetem uderzył także w klientów z innych krajów Europy, w tym z Polski.
W pierwszych dniach i tygodniach wojny ukraińska infrastruktura telekomunikacyjna nie była celem rosyjskich ataków. Zniszczeniu ulegała „przy okazji” ataków na położone w pobliżu obiekty, takie jak zakłady zbrojeniowe i przemysłowe, albo osiedla mieszkaniowe. Czasami jednak –w przypadku wieży telewizyjnej w Kijowie – to infrastruktura telekomunikacyjna była bezpośrednim celem ataku.
Na filmach dokumentujących walki i zniszczenia widać było głębokie leje po wybuchach 152 mm i 203 mm pocisków artyleryjskich, a także 240 mm pocisków z moździerzy oraz rakiet manewrujących Iskander, czy Kalibr. Część z tych lei przegradzała drogi i w pasy drogowe, a także – głównie w wyniku ostrzału rakietami – szlaki i węzły kolejowe, także te oddalone o setki kilometrów od linii frontu. Na terenach objętych walkami widać było pozrywane sieci napowietrzne, a także połamane lub zwalone słupy i maszty.