Gdyby się tak zastanowić jakie siły polityczne sprzyjają cyfryzacji, to pewnie sam musiałbym przyznać, że było to Prawo i Sprawiedliwość. Głównie dzięki dwóm nazwiskom, które zna chyba każdy operator: Anna Streżyńska i Witold Kołodziejski. Obserwowanie dokonań komisji cyfryzacji w poprzedniej kadencji sejmu raczej nie nastrajało pozytywnie, że istnieją jeszcze jacyś inni politycy, którzy mają szersze pojęcie, co my tutaj robimy.
Od 20 lat zarabiam na życie pracą w telekomunikacji, ale też ze względu na poglądy i wcześniejsze aktywności od 20 lat jestem związany z polską lewicą. Dla mnie to jednak wielkie zaskoczenie, że resort cyfryzacji przejmie właśnie ta siła polityczna. Moje rozmowy z lewicowymi działaczami o problemach operatorów telekomunikacyjnych zazwyczaj kończyły się brakiem zainteresowania. Raz udało mi się pokłócić z posłem Adrianem Zandbergiem, któremu próbowałem wytłumaczyć, że statystyczny operator, to nie jest chciwy monopolista, który korzysta z publicznych dotacji, a potem narzeka, że nie może szkoły podłączyć do światłowodu. To najczęściej mała lub średnia lokalna firma, która często walczy o przetrwanie. A tu nagle… Bum! W nowym rządzie cyfryzację przejmuje lewica.
Kiedy dowiedziałem się, że szef klubu parlamentarnego Lewicy Krzysztof Gawkowski zostanie ministrem cyfryzacji, to byłem w kropce. Oprócz krótkich okazjonalnych spotkań na Paradzie Równości nie miałem okazji poznać przyszłego wicepremiera w takim stopniu, żeby coś o nim napisać. Postanowiłem dowiedzieć się więcej i zacząłem od kupienia i przeczytania jego książki „Cyberkolonializm. Poznaj świat cyfrowych przyjaciół i wrogów”. To książka wydana w 2018 r. Tytuł brzmi lekko sensacyjnie, ale to tak naprawdę podręcznik cyfrowego świata. W pierwszym momencie miałem wrażenie, że czytam pracę naukową. Przypisy zajmują ponad 40 stron książki. Fajne w „podręczniku Gawkowskiego” jest to, że autor jak już się rozpędzi, to nie nudzi. To, co zaś robi wrażenie to zakres poruszanej wiedzy.
Większość zagadnień dotyczy roli człowieka w nowym cyfrowym społeczeństwie, ale jest też dużo wiedzy technicznej, opisywanie czym się różni IPv4 od IPv6, kim są ludzie wykluczeni. Jest smart home, sztuczna inteligencja, idea smart city, a nawet czytelny opis idei smart grids i zamkniętego inteligentnego obiegu energii z czytelnych schematem. Dużo w książce jest o cyfrowym bezpieczeństwie, od takiego osobistego do cyber bezpieczeństwa państwa w sytuacji wojny.
Wicepremier Gawkowski szeroko zarzuca sieci. Pomyślałem nawet, że szkoda go na ministra cyfryzacji. Posada ministra rozwoju i technologii bardziej by pasowała. Jest jednak coś, czego w książce „Cyberkolonializm” nie ma – to operatorzy telekomunikacyjni i w ogóle infrastruktura. Nawet w rozdziale, gdzie opisywane jest wykluczenie cyfrowe, autor twierdzi, że ludzie nie korzystają z internetu, bo nie potrafią albo nie mają możliwości. Nic jednak nie wspomina o braku odpowiedniej infrastruktury. Operator telekomunikacyjny nie istnieje wcale (są za to tablety, dużo o tabletach i smartfonach, które jakoś tak magicznie łączą się z siecią).
Trochę lepiej jest w dokumencie „Cyfrowe państwo. Strategia dla Polski – raport Krzysztofa Gawkowskiego i Dariusza Standerskiego”. To właściwie program wyborczy lewicy dla cyfryzacji zaprezentowany w tym roku na konferencji w Karpaczu. Powtarza się sporo stwierdzeń opisanych w książce „Cyberkolonializm”. W całym dokumencie słowo „operator” pojawia się co prawda tylko raz, a i to tylko w kontekście 5G, ale przynajmniej jest więcej o infrastrukturze telekomunikacyjnej. Jest też o podatku cyfrowym, którego wprowadzenie lewica popiera, ale wpływy z niego chce przekazać na badania, a nie dla operatorów, którzy muszą utrzymać infrastrukturę.