Najbardziej irytowały mnie maile, na które nikt nie odpisywał. W końcu dowiedziałem się, że… pytam w niewłaściwym oddziale. A skąd miałem się tego domyślić? Czy gdziekolwiek Alior informuje, że ten oddział jest od tego, a tamten od czegoś innego? Nie.
Uzbrojony w całą dostępną wiedzę udałem się na spotkanie w dedykowanym produktom szerokopasmowym oddziale Aliora na ul. Hetmańskiej w Poznaniu. Zostałem miło przyjęty przez Pana Dyrektora, ale okazało się, że to ja wiem więcej na temat produktu, niż cała załoga oddziału. Dystrybucja wiedzy w banku zawiodła na całego. Otrzymałem do wypełnienia nieco dokumentów, wyglądających raczej standardowo: wniosek o pożyczkę, biznes plan, dokumenty finansowe, prognozy finansowe, wiekowanie rozrachunków, wniosek o gwarancję de minimis. Niby nic groźnego.
W miarę postępu procesu i zagłębiania się w dokumenty, okazało się jednak, że pojawiają się dość absurdalne problemy. Np. otrzymywaliśmy do opracowania arkusze Excela, które chciały się odwoływać do innych arkuszy, których już nie dostaliśmy. W związku z tym poprawne wypełnienie było niemożliwe. Reakcja banku: „wypełnić to, co się da”. Zacząłem przecierać oczy ze zdumienia, ale okazało się, że to dopiero początek. Pojawiły się bowiem dalsze „atrakcje”:
a) dostaliśmy do wypełnienia arkusz kosztorysu (bardzo uproszczony), a potem zażądano od nas wyjaśnień, dlaczego w kosztorysie nie ma mocowań do kabli (!?);
b) żądano zawarcia w kosztorysie rozliczenia budowy roboczogodzinami i bezskuteczne pozostały nasze wyjaśnienia, że rozliczamy się z wykonawcą per kilometr wybudowanej sieci, jak jest przyjęte w branży. Roboczogodziny twardo kazano nam oszacować pod rygorem odrzucenia wniosku. Następnie pytano, czy te roboczogodziny to na całość sieci, czy per kilometr. Wg. mojej oceny to dowodzi, że ktoś nie czytał tego, co pisaliśmy wcześniej, albo czytał bardzo niestarannie. Zacząłem podejrzewać, że po drugiej stronie nikt nie ma pojęcia, jak wygląda specyfika budowy sieci telekomunikacyjnej;
c) otrzymaliśmy do wypełnienia print screen tabeli, w której nic nie było widać i nie otrzymaliśmy wyjaśnień, co w nią wpisać;
d) otrzymaliśmy żądanie dostarczenia danych o przychodach konkurencji, na terenach gdzie operujemy. Niestety bank nie wskazał nam skąd mamy wziąć te dane – ostatecznie kazano nam je... oszacować (sic!);
e) bank zarzucił nam, że przedstawione ARPU z klientów jest „nierealistyczne”. Co poradzę, że z klienta biznesowego wychodzi nam prawie 1 900 zł przychodu, a z klienta typu operator – ponad 2 100 zł? Nie dostaliśmy z banku odpowiedzi na pytanie, co jest nierealistycznego w takim ARPU;
f) zażądano od nas wydruku wszystkich umów klienckich (z rozbiciem na usługi), a po dostarczeniu ich w PDF sugerowano, że może trzeba będzie to drukować i podpisywać „za zgodność” ponieważ całość dokumentacji jest papierowa. Na szczęście jednak nie musieliśmy (z)marnować papieru i tonera;