Porozumienie regulacyjne z UKE oraz inwestycje szerokopasmowe z lat 2009-2012 stanowiły jeden z podstawowych argumentów w sądowym sporze operatora o karę 127 mln euro jaką nałożyła nań w 2011 r. Komisja Europejska. Żadna z kolejnych instancji sądowych nie uznała tego jednak za okoliczność łagodzącą. Łącznie z Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który w ubiegłym tygodniu zakonkludował 7-letni spór o karę. Dzisiaj już można zapoznać się z sentencją tego wyroku.
Około 635 mln zł, jakie będzie musiał zapłacić Orange Polska tytułem kary nałożonej przez Komisję Europejską w 2011 r., to poważne obciążenie, które uzasadniało 7-letnią batalię prawną, jaką prowadził operator. Przypomnijmy, że Komisja ukarała Telekomunikację Polską za utrudnianie działania konkurentom na rynku hurtowych usług BSA oraz LLU w latach 2005-2009. Uznała to za celowe działanie, które miało nie dopuścić konkurentów do rynku.
– Strategia ta polegała na proponowaniu operatorom alternatywnym nieracjonalnych warunków w umowach dotyczących dostępu szerokopasmowego i uwolnionego dostępu do pętli lokalnej, na opóźnianiu procesu negocjowania umów dotyczących dostępu do tychże produktów, na ograniczaniu dostępu do swojej sieci i do łączy abonenckich, a także na odmowie dostarczania operatorom alternatywnym informacji niezbędnych do podjęcia decyzji w kwestii dostępu – stwierdziła Komisja.
Głównym poszkodowanym była Netia, która do 2014 r. wspierała oskarżenie Komisji i szykowała się do cywilnego pozwu o kilkaset milionów złotych odszkodowania od Orange. W 2014 r. postanowiła jednak nie czekać na końcowy werdykt, tylko zawrzeć ugodę i zainkasować 145 mln zł. W sprawie uczestniczyło jednak dalej w charakterze tzw. interwenienta stowarzyszenie ECTA (European Competitive Telecommunications Association), grupujące i wspierające europejskich operatorów alternatywnych, do którego Netia zresztą należy. Na tej samej zasadzie Orange wspierała w postępowaniu Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji (PIIT), która podobnie jak operator domagała się anulowania lub obniżenia kary.
Za podstawę jej wymiaru (127,6 mln euro) Komisja Europejska uznała 10 proc. rocznej wartości sprzedaży Orange Polska na rynkach szerokopasmowych pomnożonej przez wskaźnik 4,16 – adekwatny do okresu, w jakim operator miał się dopuszczać naruszeń. W ostatecznym rozrachunku Trybunał zasądził dodatkowo 23,7 mln euro odsetek od należności.
W ostatnim odwołaniu do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) operator dowodził, że sąd pierwszej instancji niewłaściwie ocenił jego argumenty, odmawiając uchylenia decyzji Komisji Europejskiej o karze lub odmawiając obniżenia wysokości nałożonej kary. Operator wysunął trzy zastrzeżenia:
- Komisja nie udowodniła wystarczająco potrzeby wydania decyzji dotyczącej naruszeń popełnionych w przeszłości (wg Orange, 6 miesięcy przed postawieniem zarzutów przez Komisję),
- Komisja niewłaściwie oceniła skutki popełnionych naruszeń w kontekście ustalenia wymiaru grzywny,
- Komisja popełniła błąd, nie uwzględniając, jako okoliczności łagodzącej, inwestycji podejmowanych przez Orange.
W tym ostatnim zarzucie chodzi konkretnie o program inwestycyjny z lat 2009-2012, w ramach którego operator zobowiązał się wybudować 500 tys. nowych linii abonenckich i zmodernizować 700 tys. do minimalnych parametrów 6 Mb/s (na marginesie trudno o lepszy dowód, jaki skok poczyniła technologia transmisji danych przez ostatnie 9 lat). W 2009 r. Orange szacował koszt tego programu na 3 mld zł (ostatecznie zrealizował go za nieco niższą kwotę). Według operatora, te inwestycje można było uznać za „działania naprawcze” wobec stwierdzonych przez Komisję naruszeń, a zatem za przewidziane przez prawo „okoliczności łagodzące”. Powinny zatem wpłynąć na decyzję Komisji, a potem sądu I instancji, który rozpatrywał odwołanie od decyzji o karze. Sąd jednak uznał to za okoliczności, które można pominąć, oraz że co do istoty nie można ich uznać za działania naprawcze.