Niektóre wyglądają „uczenie”, inne żerują na zasadzie swobody umów i, niestety, często aroganckiej postawy prawników korporacyjnych względem świata zewnętrznego. Dość powiedzieć, że typowym punktem wyjścia są teksty umów, w których 100 proc. kar i obowiązków leży po stronie operatora infrastruktury, a żadne – po stronie jego klienta, którego prawnicy proponują swój wzorzec. Co ciekawe, jest dokładnie odwrotnie, gdy to lokalny ISP chce od dużego operatora zakontraktować transmisję, czy kanalizację. W takich przypadkach wzorzec jest tylko jeden możliwy – dostawcy usługi lub infrastruktury.
Nie mniej problematyczną sferą są również warunki takie, jak SLA. Nie chodzi tylko o terminy, ale i różnego typu opłaty i kary, za np. nie zlikwidowanie awarii w 20 godz. Łączna kwota opłat karnych może procentowo wielokrotnie przekraczać gwarancje, jakie można uzyskać, kontraktując – teoretycznie najwyższe w hierarchii – usługi klasy operatorskiej.
Negocjując umowę, można nie wychwycić wszystkich takich pułapek, lub ulec naciskom, że tak jak w propozycji pozostać „musi”.
Podpadnę tu niewątpliwie części środowiska lokalnych ISP, ale moja opinia o kompetencjach prawników obsługujących te podmioty, nie jest wysoka. Widać to szczególnie w przypadku tak złożonych umów, jak hurt BSA. A jeśli dochodzą do tego jeszcze włókna, kanalizacja, LLU… robi się naprawdę ciężko. Problem w tym, że umowa musi efektywnie opisywać realnie wykonywane procesy, których prawnicy, co do zasady, po prostu nie rozumieją. Ponadto bardzo wiele kancelarii obsługuje lokalnych ISP, jak klasyczną firmę (podobnie jest z zewnętrznymi biurami księgowymi). W typowych sytuacjach sobie radzą, w szczegółach technicznych – czekają na instrukcje od operatora, więc komunikacja między stronami przypomina głuchy telefon a dotyczy często rzeczy mało istotnych. Przykładem niech będzie NDA – świetny sposób na wielomiesięczną wymianę korespondencji.
Równocześnie jednak prawnicy, nie będący fachowcami od realnych procesów telekomunikacyjnych charakterystycznych np. dla BSA, często nie potrafią ustalić realnych zagrożeń w treści umowy, niewykonalności niektórych pomysłów lub nie wiedzą, że dany zapis – przedstawiany przez dużą korporację jako konieczny i nienegocjowalny – musi być czasem wykreślony.
Patrząc na nakreślony wyżej zaledwie szkic problemów, należy postawić tezę, że jeśli właściciel lub prezes lokalnego ISP nie chce lub nie czuje kompetencji do przeprowadzenia negocjacji i wykorzystania prawników tylko, jako usługodawców, edytujących ustalenia, powinien poszukać wsparcia eksperckiego i zlecić negocjacje podmiotowi, który zna i realia hurtowego BSA, i poradzi sobie z kruczkami prawnymi. Zaskakująco często w trakcie rozmów z lokalnymi ISP okazuje się, że czas i koszty konsultacji z prawnikami wygenerowały już duże rachunki, a do celu jeszcze bardzo daleko. I w zasadzie chyba lepiej sobie zrezygnować ze współpracy hurtowej.