Gorący stołek regulatora

Jego także nominował premier, ale po nowelizacji Pt już na wniosek ministra właściwego do spraw łączności. Wszystko wciąż pozostawało w rządzie, ale w praktyce samowładztwo premiera (z SLD) zostało ograniczone, bo musiał się dogadać z ministrem (z Unii Pracy).

Lewicowo-centrowa koalicja była stabilna politycznie, więc i Witold Graboś pełnił swoją funkcję… aż do wyborów parlamentarnych w 2005 r. Te wygrało Prawo i Sprawiedliwość, tworząc rząd razem z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną. By odbić urząd regulujący telekomunikację i pocztę zastosowała ona manewr poprzedników: znowelizowała Pt, znosząc URTiP i tworząc istniejący do dziś Urząd Komunikacji Elektronicznej. Kadencja Witolda Grabosia została skrócona w ten sposób o rok, a szefową nowego urzędu została Anna Streżyńska. Wówczas już Prezesa UKE wybierał premier spośród kandydatów proponowanych przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Annę Streżyńską wybrano bez rekomendacji KRRiT, ale wybór uznano za ważny a KRRiT nie protestowała.

Annę Streżyńską na długo zapamiętał rynek telekomunikacyjny, a nawet szeroka opinia publiczna – z powodu bezkompromisowej postawy i ostrego sporu z Telekomunikacją Polską. Może właśnie z tego powodu, po wygranych przedterminowych wyborach w 2007 r. nowy rząd nie spieszył się z jej usunięciem (chciałoby się wierzyć, że to z powodu kompetencji Streżyńskiej). Pozwolono jej nie tylko dokończyć kadencję, ale nawet przedłużono ją o kilka miesięcy, co jest bez precedensu w historii urzędu regulacyjnego. Co prawda, wbrew jej nadziejom, nie otrzymała nominacji na drugą kadencję. Nowym szefem UKE została Magdalena Gaj – wówczas wiceminister odpowiedzialny za łączność, a wcześniej podwładna Streżyńskiej w UKE. Zgodnie z ówczesnym stanem prawnym, powołał ją Sejm na wniosek premiera.

Wzajemna niechęć obu wymienionych wyżej pań jest dobrze znana na rynku, kiedy więc w 2015 r. wybory ponownie wygrała prawica, a Anna Streżyńska została ministrem cyfryzacji, to kohabitacja z Prezes UKE wydawało się niemożliwa. I rzeczywiście, rok przed upływem kadencji Magdalena Gaj (ponoć nie bez nacisków) złożyła rezygnację, jako drugi do tej pory szef urzędu regulującego telekomunikację. Na jej następcę promowany został (formalnie powołany przez Sejm) wieloletni pracownik UKE Marcin Cichy, ale jak napisano wyżej jemu także nie było dane dokończyć kadencji.

Historia się powtórzy?

Według rynkowych spekulacji podobnie będzie z aktualnie urzędującym prezesem. Jacek Oko ponoć dostanie propozycję złożenia rezygnacji. To nie tylko najwygodniejsza dla rządzących opcja, ale po ostatniej nowelizacji Pt, w zasadzie jedyna, którą można polubownie zastosować. Przez długie lata katalog (opisany powyżej) był szerszy. Od pewnego czasu jednak, poza rezygnacją, jedyna możliwość zakończenia kadencji to śmierć lub przewlekła choroba (uniemożliwiająca sprawowanie funkcji) Prezesa UKE. Skrócenie katalogu przesłanek odwołania miała uciszyć zarzuty ze strony Komisji Europejskiej, że w Polsce nie szanuje się niezależności regulatora, skoro jego funkcja relatywnie łatwo uzależniona jest od rządzących polityków.

Co ciekawe, chociaż jak wspomniano jedynym szefem urzędu regulacyjnego, który dokończył swoją kadencję była Anna Streżyńska, to Komisja Europejska oficjalnie wystosowała swoje wątpliwości dopiero po odwołaniu Marcina Cichego. Albo to przypadek, albo dopiero wymiana prezesa w ramach niezmienionego reżimu politycznego zirytowała Brukselę. Czyżby istniała milcząca zgoda i zrozumienie, że nowa władza ma prawo meblować po swojemu aparat administracyjny? To by nie wróżyło dobrze aktualnemu Prezesowi UKE. Nie da się wykluczyć, że i on potwierdzi dotychczasową regułę stanowiska, które zajmuje.

Postaw kawę autorowi