Na sześciu do tej pory historycznych szefów urzędu regulującego telekomunikację tylko jeden rozpoczął i zakończył kadencję w trybie i terminie zgodnym z Prawem telekomunikacyjnym (Pt). Wszyscy pozostali kończyli kadencję przed czasem, w większości z uwagi na zmianę ekipy rządzącej krajem. Urząd Prezesa UKE jest częścią łupów, jakie się bierze po zwycięskich wyborach. Czy tym razem też tak będzie?
Aktualny szef urzędu regulacyjnego, Jacek Oko, sam został powołany na stanowisko w związku z przedterminowym odwołaniem Marcina Cichego, któremu 5-letnią kadencję (która powinna zakończyć się w 2021 r.) przerwano rok wcześniej na mocy jednej z ustaw antycovidowych. W tym wypadku powodem nie były wybory parlamentarne i nowy podział łupów, tylko partykularny konflikt regulatora z resortem cyfryzacji. Sytuacja Jacka Oko jest inna, ponieważ jest nominatem koalicji, która jesienią ubiegłego roku utraciła władzę. Historia pokazuje, że w takiej sytuacji Prezes UKE nie może się czuć bezpiecznie na swoim stanowisku.
Prawdziwy urząd regulujący obszar telekomunikacji pojawił się w Polsce w 2000 r. na mocy świeżo przyjętej ustawy Prawo telekomunikacyjne. Powstały wówczas Urząd Regulacji Telekomunikacji przejął wówczas zasoby i obowiązki dwóch podmiotów podległych (skasowanemu wówczas) Ministerstwu Łączności: Państwowej Inspekcji Telekomunikacyjnej i Pocztowej oraz Państwowej Agencji Radiokomunikacyjnej. Te bezpośrednio podlegały ministrowi.
Warto dodać, że w pierwszej edycji Pt podmiotem powołującym i odwołującym szefa organu regulacyjnego był jednoosobowo Prezes Rady Ministrów. Z czasem przepis ten ulegał zmianom i przynajmniej formalnie poddawał nominację szefa urzędu regulacyjnego wpływom jeszcze innych instytucji (jeżeli nawet w praktyce przemożny głos nadal miał premier).
URT miał być nowoczesną instytucją: nadzorowaną przez ministerstwo i z nią współpracującą, ale niezależną. To ostatnie miała w teorii zagwarantować kadencyjność Prezesa URT, powoływanego na pięć lat i odwoływalnego tylko z wymienionych w ustawie powodów:
1) rażącego naruszenia ustawy [Prawo telekomunikacyjne],
2) orzeczenia o zakazie zajmowania kierowniczych stanowisk lub pełnienia funkcji związanych ze szczególną odpowiedzialnością w organach państwa,
3) popełnienia przestępstwa z winy umyślnej ściganego z urzędu, stwierdzonego prawomocnym wyrokiem sądu,
4) choroby trwale uniemożliwiającej wykonywanie zadań,
5) rezygnacji.
Z tych pięciu przesłanek realnie zaistniała tylko ostatnia a na jej podstawie prezes urzędu regulacyjnego zmienił się dwukrotnie. Jako pierwszy, po roku urzędowania na stanowisku Prezesa URT, zrezygnował Marek Zdrojewski. Powody jego rezygnacji nie były znane, ale w rządzie AWS działo się szybko i dużo. Warto przypomnieć, że był to okres prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej. Marka Zdrojewskiego zastąpił Kazimierz Ferenc, ale i on na stanowisku utrzymał się tylko rok. W tym wypadku powód był czysto polityczny: skłócona prawica słabo wypadła w wyborach parlamentarnych i władzę przejęła koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Unii Pracy i Polskiego Stronnictwa ludowego. Koalicja szybko postarała się o przejęcie kontroli nad urzędem w sposób, do którego potem również sięgano: nowelizacja Pt zmieniła nazwę i kompetencje urzędu regulacyjnego, co wiązało się z zakończeniem kadencji jej aktualnego prezesa i powołaniem nowego. W ten sposób szefem Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty został Witold Graboś.