Ze świecą szukać tych, którzy tęsknią za kierownikami budów i kierownikami robót na inwestycjach telekomunikacyjnych. Jedna gęba mniej do gara, a i kłótni i papierów jakby mniej. Myślę jednak, że ten optymizm jest nieco na wyrost i przynajmniej częściowo wynika z braku pełnej świadomości realiów. Obowiązki kierownika budowy bynajmniej nie wyparowały, a jedynie zmieniły właściciela.
Brak wymogu zatrudnienia uprawnionego kierownika budowy ewoluował w czasie i obecnie dotyczy wszystkich inwestycji, dla których nie jest wymagane pozwolenie na budowę. W praktyce, przy budowie większości linii telekomunikacyjnych nie mamy już nawet obowiązku dokonywania zgłoszenia budowy więc młodsi czytelnicy mogą nawet nie zdawać sobie sprawy, że jest to wynik proinwestycyjnych zmian w prawie budowlanym, wprowadzonych już wiele lat temu.Pozwolenie na budowę i obowiązek zatrudnienia kierownika budowy, pozostał już jedynie w przypadku prowadzenia robót przy obiektach zabytkowych, przy nowej podbudowie słupowej oraz przy inwestycjach o znacznej złożoności i czasie realizacji
Kierownik budowy, w oparciu o interpretację Prawa budowlanego, miał zapewnić zgodność realizacji inwestycji z aktualną wiedzą techniczną i setkami różnych przepisów. Miał gwarantować wykonanie budowy w sposób bezpieczny, rozsądny i zgodny ze sztuką. A ta wiedza zaczyna się od umiejętności rozróżniania „decyzji” od „opinii”, przez ocenę możliwości pięciotonowej koparki, po technikę polerowania włókien optycznych na spawarce. Ta wiedza i umiejętności z założenia wpisane są w posiadanie uprawnień budowlanych do kierowania robotami. Inżynier na te uprawnienia musiał skończyć wyższe studia, odbyć wieloletnią praktykę projektową i budowlaną oraz zdać egzaminy państwowe.
I teraz spójrzmy na znaczenie tego „uproszczenia” i „brak wymogu” w lustrzanym odbiciu. Obecnie te wszystkie wymagania ciążą na inwestorze! W kwestiach fundamentalnych proces budowlany pozostał bez zmian. Wraz z kierownikiem budowy zniknął dziennik budowy i jego uciążliwa papierologia. Niestety jednak poza obowiązkami formalnymi pozostał cały szereg regulacji ogólnobudowlanych, z których ustawodawca nie zwalnia pozostałych uczestników budowy.
Sprytny inwestor w umowie z wykonawcą robót najczęściej całkowicie deleguje swoją odpowiedzialność na tego ostatniego. Temat dotyczy więc również właścicieli firm budowlanych. Ważne, że w obu przypadkach mówimy o osobach o skrajnie odmiennych celach zawodowych i niekoniecznie wystarczających kompetencjach.
Pojęcie inwestora nie jest sprecyzowane w prawie, a słownikowo i potocznie oznacza podmiot angażujący własny kapitał, czas i energię, by osiągnąć korzyść finansową. W przypadku infrastruktury liniowej mowa więc o przedsiębiorstwie inicjującym budowę i (najczęściej) docelowym właścicielu infrastruktury. W prawie budowlanym jest wymieniany jako jeden z tzw. uczestników procesu budowlanego i ma ściśle przypisane role.
Można się spodziewać, że temat tego artykułu o wiele bardziej dotyczy małych przedsiębiorców, za którymi nie stoją rozbudowane struktury i wielokrotnie sprawdzone procedury korporacyjne.