W dyskusji o cyfryzacji i inwestycjach w infrastrukturę telekomunikacyjną często dominuje perspektywa czysto „technokratyczna”. Rozmawiamy o rodzajach technologii, wyższości światłowodów czy 5G. Zapominamy o czymś co jest – najmniej – równie istotne: potrzebach społecznych, edukacyjnych i zdrowotnych wynikających z cyfryzacji świata, i o tych, którym cyfryzacja ma służyć.
Wybuch pandemii COVID-19 i wprowadzony lockdown spowodowały przeniesienie wielu aktywności, które do tej pory odbywały się w „realu”, do internetu. Najbardziej spektakularnym przykładem było przestawienie niemal z dnia na dzień całego systemu edukacji z trybu stacjonarnego na zdalny. W Polsce 4,6 mln uczniów i 1,2 mln studentów zostało zmuszonych do udziału w lekcjach i wykładach wprost ze swoich domów. Część działalności urzędów i ośrodków zdrowia także przeniosła się do internetu. Osoby, które nie miały możliwości technicznych albo nie potrafiły wysłać e-maila do pracującego zdalnie urzędu czy wypełnić elektronicznego wniosku o wydanie odpisu dokumentacji medycznej do szpitala, stawały się „niewidzialne”. W efekcie brak korzystania z cyfrowych możliwości stał się ważnym czynnikiem społecznego rozwarstwienia.
Zgodnie z definicją OECD, wykluczenie cyfrowe to zjawisko nierówności społecznych związanych z „dostępem do technologii informacyjno-komunikacyjnych, jak i ich wykorzystaniem we wszystkich sferach aktywności”. Wykluczenie ma więc nie tyle wymiar techniczny (brak dostępu do urządzeń, oprogramowania, usług, sieci), ale także społeczny. Jest on związany z brakiem właściwych kompetencji, czy ryzykiem korzystania z technologii m.in. uzależnieniem, przemocą w sieci, ale także brakiem motywacji i chęci. Po uwzględnieniu bariery finansowej związanej z zakupem właściwej jakości sprzętu, w polskiej rzeczywistości ogromne znaczenie ma wymiar społeczno-cyfrowy. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że najczęściej wymienianymi przyczynami braku dostępu do internetu w domu jest brak takiej potrzeby (67,7 proc. wskazań) i brak odpowiednich umiejętności użytkowania (52 proc.). Dopiero na dalszych miejscach są zbyt wysokie koszty sprzętu (21,6 proc.) i dostępu (14,7 proc.).
W Polsce wykluczenie cyfrowe ma twarz dojrzałych dorosłych (seniorów), osób z niepełnosprawnością, o niskim poziomie wykształcenia czy w złej sytuacji materialnej. Dodatkowo 55 proc. osób, które nie korzystają z internetu, mieszka na terenach wiejskich. Dziś wiemy, że pandemia pogłębiła, a także stworzyła nowe problemy osobom wykluczonym cyfrowo. Spowodowała, że wykluczenie ujawniło się w grupach uważanych do tej pory za wolne od tego problemu: uczniów, studentów czy osób przenoszonych na pracę zdalną.
Polska należy do czołówki krajów europejskich z największą dysproporcją w zakresie sposobów korzystania z internetu w zależności od wykształcenia. Oznacza to, że osoby, które zakończyły edukację na wcześniejszym etapie mniej korzystają z sieci m.in. rzadko są beneficjentami e-administracji (zaledwie 14 proc. osób o niskim wykształceniu) czy mają dostęp on-line do konta bankowego (21 proc.). Jedynym rodzajem aktywności cyfrowej, w którym nie ma wielkich różnic w związku z wykształceniem jest rozrywka.
O tym, jak duże znaczenie mają możliwości i umiejętności odpowiedniego korzystania z sieci przekonaliśmy się, gdy rozpoczęła się zdalna edukacja. Pojawił się wówczas problem uczniów, którzy dosłownie zniknęli z systemu edukacji – nie mieli kontaktu z nauczycielem, nie uczestniczyli w zajęciach prowadzonych zdalnie, nie przysyłali wymaganych prac. Eksperci szacują, że w Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem tzw. szarej strefy edukacyjnej, która wynosi od kilkudziesięciu do stu tysięcy uczniów. W czasie pandemii ta grupa wypadła nie tylko z systemu nauczania, ale także radarów instytucji społecznych i państwowych, których zadaniem jest ochrona i wsparcie najsłabszych. To był nie tylko rok straconej edukacji, ale także spustoszenia psychicznego spowodowanego izolacją od rówieśników, a w wielu sytuacjach także przemocą, złymi warunkami mieszkaniowymi i bytowymi.