Czy operatorzy budujący sieci z KPO i FERC to jelenie na rykowisku?

Z większym spokojem niż wielu lokalnych ISP do sprawy podchodzą duzi operatorzy.

– To standardowa procedura. CPPC przekazuje nam informacje o zaczernionych punktach adresowych (po aktualizacji danych w SIDUSIS) na obszarach KPO i FERC. Wtedy możemy, ale nie musimy wykluczyć takie adresy z zakresu projektu. Jednocześnie CPPC przekazuje cyklicznie listę punktów dodatkowych, które możemy dołączyć do zakresu danego projektu w zamian za zidentyfikowane bariery inwestycyjne i wykluczone z tego powodu adresy. Na dziś nie wiemy, jaka będzie ostateczna liczba ewentualnych wymian i dodatkowych punktów adresowych, dlatego nie możemy określić ich wpływu na realizację naszych projektów – mówi Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange.

CPPC de facto realizuje coś, co wcześniej zapowiadało – ocenia Paweł Biarda z zarządu Nexery.

Bez nerwów na działania CPPC – przynajmniej na razie – patrzy też Krzysztof Skuneczny z przemyskiej grupy SHL, z której dwie spółki Podkarpackie Sieci Telekomunikacyjne (PST) i NSS Net realizują projekty w woj. świętokrzyskim i lubelskim. Ma też realizować inwestycję w partnerstwie z innymi ISP z Podkarpacia.

W przypadku trzech projektów PST wypaść nam może ok. 1,2 tys. punktów z 10 tys., jednak w tym przypadku mamy zawarte umowy z głównym wykonawcą przed datą publikacji nowej listy z punktów adresowych. Dlatego będziemy składać wniosek o przywrócenie tych punktów, które obecnie zostały nam „wyrzucone". W pozostałych spółkach na pewno część punktów wymienimy na te z listy rezerwowej. Podsumowując, obecnie cała ta sytuacja nie komplikuje nam mocno realizacji naszych projektów – informuje Krzysztof Skuneczny.

Jednak nie wszyscy są tak spokojni.

W momencie, kiedy dojdzie do odgórnego „wyrzucenia” z projektu tak znacznej liczby punktów adresowych pojawi się poważny problem na rynku. Dla beneficjentów lub ich wykonawców, bo ktoś z nich będzie musiał ponieść negatywne konsekwencje za rzeczy, za które nie odpowiadają i których nie mogli przewidzieć zawierając umowę z CPPC. I tego typu działania strony publicznej, powodujące brak pewności co do zasad konkursu czy realizacji umów. To jedna z przyczyn coraz mniejszego zainteresowania konkursami. Ludzie po prostu się boją i trudno im się dziwić – uważa Łukasz Bazański.

Wskazuje on na trzy przyczyny zamieszania. Po pierwsze, komunikowane od lata przez środowisko operatorskie i KIKE problemy dotyczące wadliwości/przydatności systemów paszportyzacyjnych (różne bazy, różne dane, te same dane w różnych miejscach itp.).

Po drugie, przedłużające się procedury wyboru projektów KPO/FERC i zawarcia umów, co doprowadziło do tego, że w szeregu miejsc konkurencja nie czekała łaskawie, aż beneficjent zacznie budować, tylko po prostu zrealizowała inwestycje.

– Od startu konkursów do zawarcia umów minęło co najmniej 5 miesięcy, a do „wkopania” łopat od tego momentu droga jeszcze daleka. Zatem konkurent miał czas, by życie beneficjentowi utrudnić – uważa prawnik.

Po trzecie, niewłaściwe raportowanie przez operatorów sieci i zasięgów sieci.

Przy czym tutaj akurat przyczyny takiego stanu rzeczy są dwie: pierwszy to oczywiście zła wola i nienależyte lub po prostu brak wykonania takiego obowiązku. Drugi, to nieprecyzyjne przepisy dotyczące raportowania zasięgu sieci – stwierdza Łukasz Bazański. 

W opinii wielu awantura z wyczerpaniem punktów adresowych przez CPPC wpisuje się w znany do dawna schemat: urzędnicy negatywne konsekwencje działań, z którymi sobie nie radzą, kolejny raz zrzucają na przedsiębiorców, w tym przypadku operatorów.