Z dużym zainteresowaniem obserwuję antyregulacyjną krucjatę środowiska operatorów CATV. Żaden przedsiębiorca nie lubi jak mu się ogranicza możliwości, czy narzuca modele, więc powody rozumiem. Przedstawianych publicznie argumentów analizował nie będę – zawsze dowodzą miłej autorom tezy. Tak było, jest i będzie. Zastanawiam się jednakowoż, czy rzeczywiście jest się czego obawiać?
Branża CATV nie może zapomnieć Prezesowi UKE „policzka” jakim była zapowiedź regulacji dostępu do sieci HFC ogłoszona na najważniejszej imprezie tejże branży. Już wtedy zrobiło się ciepło, a już gorąco po opublikowaniu projektów regulacji dostępu do kanalizacji teletechnicznej i budynkowej pięciu największych sieci kablowych w kraju. Teraz branża nerwowo wyczekuje na projekt regulacji dostępu do kabli abonenckich. I pohukuje.
Z Prezesem UKE można i trzeba dyskutować, a jego decyzje czelendżować – aby były jak najlepsze. Dyskusja wydaje mi się skuteczniejsza, niż walka sądowa, bo jeszcze nie pamiętam realnego odwrócenia skutków wydanej już regulacji. UKE ma nieskończone możliwości wydawania kolejnych decyzji i zawsze jest w tym wyścigu przed operatorami, zarabiają zaś prawnicy (pozdrawiam!). Już lepiej odwoływać się do Komisji Europejskiej, która ma realne możliwości blokowania krajowych decyzji regulacyjnych. Z tym, że Prezes UKE na ogół nie robi nic, co by się wyłamywało z europejskiego ducha regulacyjnego – symetrycznych warunków, zapewnienia dostępu do infrastruktury, unikania budowy nakładek itp. Dlatego nie spodziewam się, by ktoś miał przybyć z Brukseli z odsieczą na białym koniu (no, może jeden przybędzie, ale nie w sprawie regulacji telko).
Czego nie można zmienić, należy polubić. Z pewnością będzie czasowa dezorganizacja i chaos, kiedy zacznie się wymuszona regulacjami współpraca hurtowa (pracownicy TPSA /Orange pewnie mogliby niejedno opowiedzieć), ale do wszystkiego można się przyzwyczaić (w TPSA/Orange się przyzwyczaili).
No i jeszcze pytanie: jaki może być popyt na infrastrukturę sieci kablowych? Ile one mają kanalizacji do wynajęcia? Zgodzę się, że inaczej może być z kablami budynkowymi. Chociaż wszyscy wolą układać własne, to wspólnoty mieszkaniowe rzucają się Rejtanem. Gdyby jednak obowiązek udostępniania kabli miał zaboleć, byłaby to historyczna nauczka, że zamiast dilować z deweloperami o wyłączność należało walczyć o skuteczność rozporządzenia w sprawie warunków technicznych i o otwarty dostęp do instalacji. Jako lokator mam w nosie Agendę Cyfrową, jeżeli to ma kosztować trzy zestawy rurek na ścianach w mojej klatce. Jakoś moje kablówki mogą się wymieniać jednym kablem, żeby dostarczyć mi usługi. Nie wiem, czy robią to legalnie, ale ja jestem na „tak”.
Tam gdzie jedni widzą zagrożenie, można dostrzec i szanse. Miło i komfortowo trzymać się dobrze znanego modelu biznesowego, ale może go warto zmienić i zamiast widzieć w konkurencie wroga dostrzec w nim klienta? Który zapłaci. Dziś to jeszcze pewnie fikcja, ale w niedługim czasie – kiedy Orange skończy budować FTTH, rozpędzą się Nexera oraz Inea, pokończą się projekty unijne, wystartują sieci 5G – sprzedać usługi we własnej sieci nie będzie tak łatwo. Wtedy na hurtowego partnera może się spojrzy łaskawszym okiem.
Czy to jednak wymaga regulacji? – słuszne pytanie. Teoretycznie nie wymaga, a nawet kłóci się z duchem swobody działalności gospodarczej, a może i ogranicza inwestycje. Niemniej bawimy się na rynku regulowanym i od tego nie ma ucieczki. Większość regulacyjnych sporów inicjują sami operatorzy, więc najwyraźniej potrzebują arbitra. W tę grę po prostu trzeba się nauczyć grać. I zostać w niej mistrzem.
A że to pewnie mój ostatni komentarz w tym roku, to pozwolę sobie całkiem personalnie życzyć wszystkim Czytelnikom (i w ogóle: wszystkim) chwili świątecznego oddechu i oddania się sprawom wyższym i ważniejszym, niż rynek telekomunikacyjny. Dosiego roku!
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.