Początkowo wydawało się, że tym razem wszystko idzie dobrze. W maju Telecom Italia i jego infrastrukturalna spółka FiberCop podpisały z Open Fiber komercyjną umowę o współpracy na terenach wiejskich. W końcu tego samego miesiąca ogłoszono, że najpóźniej do 31 października 2022 r. zostanie podpisana wiążąca umowa dotycząca połączenia obu sieci stacjonarnych. Niewiążący protokół ustaleń w tej sprawie podpisali CDP Equity, Teemco Bidco (luksemburska spółka kontrolowana przez fundusze KKR), australijska firma inwestycyjna Macquarie Asset Management (udziałowiec Fiberhostu), Open Fiber i Telecom Italia.
O ile po stronie Open Fiber popisy pod dokumentem złożyli obaj wspólnicy (CDPE i Macquarie), a po stronie FiberCop główni udziałowcy (Telecom Italia i KKR), to brakowało jednak podpisu głównego akcjonariusza Telecom Italia – francuskiego koncernu Vivendi (kontroluje 23,75 proc. akcji telekomu). A to wieszczyło potencjalne problemy.
Te ujawniły się szybko, gdy wspomniany na wstępie Arnaud De Puyfontaine, prezes Vivendi i członek rady nadzorczej Telecom Italia, oświadczył, że francuska grupa nie poprze transakcji, w której wycena aktywów sieciowych Telecom Italia będzie „zaniżona”. Październikowy termin podpisania umowy nie został dotrzymany. Na przeszkodzie stanął nie tylko opór Vivendi, ale także przedterminowe, jesienne wybory parlamentarne we Włoszech i ich wynik – jak wiadomo władzę przejęła koalicja partii centroprawicowych, a premierem została Giorgia Meloni.
Nowy włoski rząd – w odróżnieniu od poprzednich – nie jest zwolennikiem stworzenia jednej, krajowej sieci FTTH poprzez połączenie światłowodowych aktywów Telecom Italia i Open Fiber. Premier Giorgia Meloni w końcu grudnia ub.r. powiedziała, że rząd chce „przejąć kontrolę nad siecią” i dodała, że „wszystko inne” zostanie pozostawione rynkowi. Tę wypowiedź premier Włoch i późniejsze (podobne) wypowiedzi jej ministrów komentatorzy interpretowali jako zamiar powołania kontrolowanej przez państwo ogólnokrajowej sieci FTTH. Droga ku temu wiodłaby nie przez fuzję infrastrukturalnych spółek, ale przez przejęcie aktywów sieciowych Telecom Italia przez CDP.
Nad szczegółami tego scenariusza – podobno – pracują teraz interesariusze, czyli Telecom Italia i jego akcjonariusze oraz biznesowi partnerzy, a także inne potencjalnie zainteresowane powstaniem takiej sieci podmioty. Co z tego wyjdzie trudno przesądzać.
W ocenie komentatorów ustąpienia De Puyfontaine (według rynkowych plotek, rezygnacja była poprzedzona rozmowami z rządem) może ułatwić negocjacje, bo kierowane przez niego Vivendi od lat jest źle widziane jako współwłaściciel Telecom Italia. Poprzednie rządy – wykorzystując m.in. argumenty strategicznego znaczenia sieci operatora oraz kwestie bezpieczeństwa narodowego, a także zawierając sojusze z innymi akcjonariuszami – zrobiły wiele, by osłabić pozycję Francuzów w telekomunikacyjnej spółce. Vivendi zaś pokazał, że broniąc wartości swojej – co by nie mówić, nieudanej – inwestycji (w połowie stycznia 2023 r. akcje Telecom Italia były warte 0,26 euro, o ponad 70 proc. mniej niż gdy w 2015 r. Vivendi kupował pierwszy, ponad 20 proc. pakiet akcji telekomu) gotowy jest blokować różne decyzje władz spółki.
Przykładem działań blokujących jest choćby spór o wycenę sieci stacjonarnej telekomu. Vivendi sugerowało, że jest ona warta 31 mld euro. Państwowy akcjonariusz CDP, który ma 10 proc. akcji Telecom Italia, mówił o ok. 20 mld euro, zaś analitycy o 15-18 mld euro. Spór o wycenę blokował finalizację planu z wiosny 2022 r. Wycena aktywów będzie zapewne istotna w trwających – podobno – obecnie rozmowach. Być może rezygnacja Arnaud De Puyfontaine sygnalizuje, że Vivendi spuści z tonu.