Regulacje na rynku telekomunikacyjnym, to miecz obosieczny. Fajnie korzystać z atrakcyjnej cenowo, skrojonej przez UKE oferty na kanalizację Orange Polska. Mniej fajnie, kiedy ten sam UKE każe otworzyć sieć dla konkurenta, czy 10-krotnie obniży stawki na połączenia przychodzące w stacjonarnych sieciach.
Szok na razie nie jest powszechny, ale kilka znajomych osób bez wątpienia go doznało, zapoznawszy się propozycjami Urzędu Komunikacji Elektronicznej na obniżenie stawek FTR. Poza realnym uszczerbkiem na biznesie do „coponiektórych” zaczyna docierać, że działają na rynku regulowanym, gdzie Prezes UKE w zasadzie może wszystko. I że dotyczy to nie tylko operatora zasiedziałego.
Kiedy UKE regulował Telekomunikację Polską/Orange Polska rynek zacierał rączki. Czy to z narosłej złości na monopolistę, czy z chęci skorzystania z nowej oferty i zarobienia pieniędzy. Od dobrych już kilku lat jednak, nie tylko w Polsce, ale całej Europie (nasza „sztuka regulacyjna” należy do europejskiej rodziny „sztuk regulacyjnych”), panuje przekonanie, że dociskanie operatorów zasiedziałych w stylu 1990/2000 nie daje spodziewanych efektów. Że trzeba jakoś inaczej, może jakoś symetryczniej... Oczywiście, eks-monopoliści gorąco za tym orędują, ale według mnie najważniejsze jest, że raz puszczonej w ruch regulacyjnej maszyny nie da się zatrzymać. Regulacje to władza, a z władzy nikt chętnie nie rezygnuje. Raczej woli ją poszerzać.
I tutaj nie ma przebacz. Żadne wołanie o negatywnych skutkach dla rynku, o uszczupleniu VAT i CIT ze szkodą skarbu państwa do tej pory nie dawały rezultatu. TP S.A. krzyczała sobie do woli w drugiej połowie poprzedniej dekady, tracąc na rzecz Netii rynek głosowy i internetowy. Potem z równym skutkiem, unisono, zawodzili trzej MNO, kiedy cięto im stawki MTR, co kosztowało ich rocznie dziesiątki i setki milionów niższych wpływów. Na marginesie: wtedy rączki zacierali operatorzy stacjonarni, dzisiaj – na plan redukcji FTR – zacierają je komórkowi. A regulacyjny walec jedzie sobie dalej.
Nie wątpię, że dzisiaj niejeden w regulacyjnym szoku pourazowym zastanawia się: „co można zrobić?”. Jak wpłynąć na UKE, jak argumentować, czym postraszyć, do kogo ważnego odwołać z jakim żałosnym lamentem. No cóż... Bez wątpienia lepiej robić coś, niż nie robić nic. Z przykrością muszę uprzedzić, że walka jest bardzo trudna i nie przynosi wielkich efektów. Niczego nie zwojowała TP S.A., niczego nie zwojowali MNO. Jeżeli coś skutkuje, to nie walka z regulatorem, ale negocjacje. Ze świadomością, że w tych negocjacjach nie jest się równym partnerem.
Witamy w regulowanym świecie.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.