Jedną z trudności, jakie musi pokonać projekt państwowej sieci 5G, a której rozwiązanie pozostaje poza interesariuszami w kraju, są potencjalne zakłócenia pasma 700 MHz ze strony wschodnich sąsiadów Polski. Ogólnie wiadomo – ale z niewiadomego powodu nie jest to szerzej dyskutowane – interferencje ze strony nadajników telewizyjnych i systemów radionawigacyjnych mogą zakłócać sygnały polskich sieci do 300 km od granicy. To poważne ryzyko w przypadku sieci, która ma zapewnić łączność dla służb bezpieczeństwa i pomocy, i dla operatora, który nie może jej zapewnić na innym zakresie. Realne jest, że powstanie sieć bez zasięgu na około ⅕ terytorium kraju. Chyba, że znajdzie się nowe rozwiązanie.
Koordynacja międzynarodowa pasma 700 MHz od kilku lat stoi Polsce kością w gardle – to truizm dla każdego, kto zajmuje się rynkiem telekomunikacyjnym. Kłopoty generuje wschodnia granica kraju. Białoruś i Ukraina formalnie uzgodniły z Polską uwolnienie częstotliwości 700 MHz, tak by się wzajem nie zakłócały sieci mobilne z sieciami telewizyjnymi oraz urządzeniami radionawigacji, ale jak do tej pory uchylają od określenia lub dotrzymania terminu tych zmian. Rosja natomiast nie chciała i nadal nie chce niczego uzgadniać, co oznacza, że może i – co najważniejsze – ma prawo lokować w Obwodzie Kaliningradzkim urządzenia, które będą zakłócały sygnał sieci na częstotliwości 700 MHz po polskiej stronie.
W 2019 r. ówczesny Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej Marcin Cichy przyjechał z konferencji WRC w Sharm el-Sheikh ze spektakularną nowiną, że Rosjanie zgodzili się usiąść do rozmów w sprawie 700-tki. Nadzieje były na wyrost, ponieważ efektów do tej pory nie ma, a wedle nieoficjalnych informacji relacje z Rosjanami są gorsze niż kiedykolwiek.
Co ciekawe Białoruś, z którą relacje Polski do dobrych również nie należą, podobno sama, nic nikomu nie mówiąc, zaczęła zwalniać zakres 700 MHz. Dla odmiany Ukraina się ociąga pod pozorem braku funduszy na inwestycje w refarming 700 MHz. Jeszcze ciekawsze, że Rosja, która formalnie czyni największe trudności, niczego w pasie przygranicznym obecnie nie nadaje – takie informacje słychać od kilku lat, a potwierdzają je doniesienia od regulatora.
– Problemem z jakim musimy się zmierzyć, planując sieć w paśmie 700 MHz, nie jest to, czy coś na tym zakresie jest dzisiaj z Obwodu Kaliningradzkiego nadawane, tylko co będzie, jeżeli nagle nad granicą zaczną się pojawiać nadajniki telewizyjne i nadawać z pełną dopuszczalną mocą? – mówi przedstawicieli jednego z MNO „zapraszanych” do współpracy w projekcie #polskie5G.
Exatel, który oficjalnie pretenduje do roli operatora sieci 5G700 nie chce o tym ryzyku rozmawiać i odsyła nas do UKE oraz resortu cyfryzacji. Rosjanie mają prawo nadawać sygnał telewizyjny na zakresie 700 MHz, żądać ochrony swoich emisji oraz nie przejmować się zakłóceniami z urządzeń po drugiej stronie granicy. Dzisiaj tego nie robią, ale kryzys graniczny pokazuje, że są różne sposoby toczenia konfliktów międzynarodowych.
Gdyby brać pod uwagę całość możliwych zakłóceń, tak ze strony Rosji, jak i Litwy oraz Białorusi, to – w zależności od konkretnego kanału w paśmie 700 MHz – zakłócenia mogą dotyczyć od ⅓ do ¾ powierzchni kraju.