W połowie marca część przedsiębiorców telekomunikacyjnych operacyjnie „stanęła”. W poniedziałek 16.03. w większości firm, poważnie wystraszone medialnym przekazem, zespoły techniczne odmówiły pracy w terenie, w niektórych pracownicy pojawili się nie tylko w maseczkach na usta i nos, ale wręcz w pełnotwarzowych maskach. Pracownicy biurowi zaś zażądali akceptacji pracy zdalnej. Do tego doszły wytyczne Głównego Inspektora Sanitarnego i brak na rynku nawet podstawowych środków ochrony osobistej. Cała kadra zarządzająca – od dyrektorów po brygadzistów – stanęła przed pierwszym z serii największych prawdopodobnie wyzwań zawodowych w zakresie zarządzania kryzysem. Kolejnymi trudnymi krokami będą decyzje o zwolnieniach oraz wizja podwyżek cen w zakupach i konieczność podwyżek w sprzedaży.
Wszyscy się obawiamy epidemii. Podobnie jak katastrof naturalnych, krachów ekonomicznych, wojen itp. To sytuacja, którą każdy lider dowolnego szczebla musi przepracować względem siebie, swoich bliskich i zespołu, nad którym ma pieczę. W naszej działalności telekomunikacyjnej musimy zrozumieć przede wszystkim dwie kwestie.
Po pierwsze, rozpoczynający się kryzys nie uderzył naszych firm w pierwszej rundzie, jak turystyki, czy transportu. W większości przypadków, póki jest prąd, sieci działają. Równocześnie, co do zasady, żyjemy głównie z mikropłatności abonamentowych, co daje duże bezpieczeństwo wpływów w najbliższym miesiącu. Niemniej już w najbliższych tygodniach odczujemy spadek liczby zleceń jednorazowych (w niektórych firmach, to czasem duża część budżetu), a problemy finansowe części naszych abonentów przełożą się na nieuregulowane wierzytelności – zarówno B2C, jak i B2B. Należy więc już dziś zakładać spadek przychodów.
Po drugie, jesteśmy spółkami infrastrukturalnymi. Nie stoimy dziś, co prawda, w pierwszej linii – jak medycy i różne służby – ale musimy zrozumieć, jaką pracę wykonujemy – równie ważną, jak energetycy, piekarze, dostawcy, sklepikarze, aptekarze, czy… śmieciarze. Teraz dostęp do internetu jest potrzebny bardziej niż zwykle. Do telepracy, e-edukacji, czy choćby zajęcia czasu podczas wymuszonego pobytu w domu. W przeciwieństwie do wielu innych branż, nasza praca (serwisowa) tylko w niewielkim stopniu podlega digitalizacji. Konieczne jest działanie w terenie. No ale właśnie... Może warto poczekać i zamknąć się w domach?
Potężną dezinformacją przekazu medialnego z połowy marca było wbicie społeczeństwu do głowy, że kwarantanna potrwa dwa tygodnie. Od początku był to fake news, który pokutuje, niestety, nadal w wielu zespołach. Na tej podstawie powszechnie padało pytanie: „W czym problem? Przecież jak nie będziemy robić instalacji przez 2 tyg., to nic się nie stanie, a nasze rodziny będą bezpieczne”. Takie przekonanie panuje nadal, choć już kilka dni temu wiadomo było, że izolacja przedłużona zostanie co najmniej do Świąt, czyli na 4 tyg., a nawet pobieżna analiza powszechnie dostępnych krzywych zachorowań z różnych krajów pozwala zakładać, że na Świętach się nie skończy.
Odpowiedzialność za współpracowników, nasze rodziny i firmy zmusza do postawienia pytania, gdzie będziemy za kilka tygodni, czy miesięcy? Czy mamy odpowiednie „poduszki” finansowe? Gdzie możemy i do jakiego stopnia ograniczać działalność, a gdzie nie? Kiedy narasta niebezpieczeństwo i jak przepracować zagrożenia oraz sensownie wdrożyć wytyczne sanitarne? Gdzie (a nie „czy”!) musimy ciąć koszty już dziś, póki mamy pole manewru, by ochronić jak największą liczbę współpracowników, których bezpieczeństwo (w tym wypłaty) zależy od stanu konta firmy?
Na koniec marca wypadnie pierwsza wypłata w czasie stanu epidemii. Część branż nie wypłaci pracownikom pieniędzy w ogóle lub ograniczy wypłaty. Plany pomocowe rządu na dziś (25 marca) nie zawieszają nawet płatności danin publicznych.