W rezultacie dostawcy treści mogą zdecydować się na ujednolicenie warunków, czyli podnieść ceny. Na tym, de facto, stracą ci, którzy mieli na regulacji zyskać, czyli konsumenci.
Zastrzeżenia dotyczą też samej możliwości wprowadzenia transgraniczności. Wszelkie niezgodności rozporządzenia z obowiązującymi umowami licencyjnymi, które zgodnie z naturą prawa autorskiego wyznaczają ramy terytorialne dla korzystania z treści, mają zostać rozwiązane jednym zdaniem:
postanowienia umowne niegodne z rozporządzeniem są bezskuteczne (Art. 5 ust. 1).
Tym samym przepisy rozporządzenia mają mieć statut tzw. norm bezwzględnie obowiązujących, czyli znajdujących zastosowanie niezależnie od woli stron umowy a nadto znajdować zastosowanie również do umów licencyjnych zawartych przed wejściem w życie rozporządzenia (art. 7).
Taka regulacja naraża się na zarzut naruszenia swobody działalności gospodarczej, a ponadto może nie znaleźć zrozumienia u amerykańskich partnerów. I to w sytuacji, gdy większość treści w internecie pochodzi od amerykańskich producentów, umowy licencyjne podlegają prawu amerykańskiemu a ewentualne spory najczęściej rozstrzygane są przez amerykańskie sądy. Istnieje ryzyko, iż uznają one, że przepisy rozporządzenia nie obowiązują amerykańskich partnerów a europejski licencjobiorca, udostępniając treści na innym terytorium, niż strony uzgodniły w umowie, dopuszcza się naruszenia warunków licencji. Na ten aspekt zwraca w szczególności Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji w stanowisku w ramach konsultacji projektu powyższego rozporządzenia.
Mało czasu na wdrożenie
Nowe przepisy mają przyjąć formę rozporządzenia, czyli aktu prawnego, który nie wymaga implementacji do porządku prawnego państw członkowskich za pomocą prawa krajowego (czyli zazwyczaj ustawy). Jest to ostatnio zdecydowanie preferowana przez Komisję forma ujednolicenia prawa w Europie (np. nowe rozporządzenie dotyczące ochrony danych osobowych). Zgodnie z projektem, rozporządzenie stosowałoby się już sześć miesięcy po jego opublikowaniu. Nie pozostawia to zainteresowanym podmiotom, do których należą obok dostawców contentu również operatorzy telekomunikacyjni oferujący treści w internecie, zbyt wiele czasu na dostosowanie się do nowych przepisów.
Jeśli wcześniej Komisja Europejska nie zdecyduje się na dopracowanie regulacji, to mając na uwadze wskazane niedociągnięcia, dokładny zakres i ramy nowego rozporządzenia będą musiały zostać doprecyzowane na etapie stosowania, co będzie miało negatywny wpływ na pewność obrotu gospodarczego.
[tytuł i śródtytuły od redakcji]