W miastach, w poszczególnych budynkach, istnieje infrastruktura trzech… czterech… a czasem i pięciu dostawców nowoczesnego internetu (DOCSIS/GPON), podczas gdy na terenach małych miejscowości jest w najlepszym razie ADSL lub dostęp mobilny. Lub też nie ma niczego.
– To wciąż dotyczy 30-40 proc. gospodarstw domowych w Polsce – mówił Jean Marc Harion. – Z drugiej strony na rynku jest 2 tys. lokalnych operatorów z własną infrastrukturą. Dla dużych graczy stanowi pewien wysiłek efektywne inwestowanie tak, aby nie dublować ich istniejącej infrastruktury. W ostatnich konkursach na publiczne dofinansowanie budowy sieci jakiekolwiek oferty spłynęły tylko na 66 proc. możliwych obszarów, co oznacza, że warunki konkursów (a więc inwestowania) nie są zachęcające dla wielu potencjalnych inwestorów. Na mapie szerokopasmowego dostępu w Polsce są dziury jak w szwajcarskim serze. Wypełnienie tych luk wymaga współpracy rządu z władzami lokalnymi i przedsiębiorcami telekomunikacyjnymi, żeby – powiat po powiacie – wypełnić istniejące luki
– Wedle dostępnych szacunków około 1 mln gospodarstw domowych z 15 mln, jakie dzisiaj są w Polsce, ze względów ściśle ekonomicznych, nigdy nie będzie się kwalifikował do podłączenia siecią stacjonarną. Zapewnić nowoczesne usług można im wyłączenia za pośrednictwem sieci radiowej, tymczasem te technologie nie są przewidziane w jakimkolwiek publicznym programie inwestycyjnym. Czy to ma sens? – pytał Andreas Maierhofer.
Dlatego, chociaż dopiero co zakończyła się aukcja pasma 3400-3800 MHz, wezwał regulatora do dalszej dystrybucji pasma radiowego (w domyśle: częstotliwości 700-800 MHz), bo to „potrzebne w celu zapewnienia komfortowej dla użytkowników łączności w Polsce”. Z rozwojem sieci mobilnych (i nie tylko sieci mobilnych) nierozerwalnie wiąże się jednak problem istniejących w Polsce formalnoprawnych barier inwestycyjnych.
– Problematyczne jest niespójne stosowania prawa. Co powiat, to inna interpretacja i egzekucja przepisów związanych z lokowaniem inwestycji. Budowa nowej lokalizacji sieciowej zajmuje rok i więcej. Konieczne jest zatem uproszczenie przepisów i procedur – mówił Andreas Maierhofer.
– Istotna jest także właściwa intensywność regulacji rynkowych. W Orange czujemy to szczególnie mocno, ponieważ firma podlega najdalej idącym regulacjom rynkowym, co ma przełożenie na naszą możliwość konkurowania z tymi podmiotami, które regulowane nie są – dodała Liudmila Climoc.
– Sytuacja jest złożona, a problemów wiele. Gdybyście mogli zmienić jedno istotne zjawisko rynkowe, w celu poprawy sytuacji, to na czym byście się skoncentrowali? – pytał na koniec prowadzący debatę Ireneusz Piecuch.
– Trudno przyjąć, że zmiana jakiekolwiek pojedynczego czynnika może spowodować istotną zmianę. Odpowiem na to pytanie inaczej, odwołując się do rynkowych realiów. Rok 2024 będzie dla polskiej telekomunikacji szczególny z powodu licznych zmian prawa, jakie nas czekają. Z tego punktu widzenia podkreśliłabym jak ważne jest dołożyć starań, by w tym procesie legislacyjnym wyeliminować możliwie najwięcej utrudnień z jakim boryka się proces inwestycyjny w Polsce. Optymalnie byłoby trzymać się litery unijnych zaleceń i nie wychodzić poza nie, ponieważ to zwykle tylko komplikuje sytuację – odpowiedziała prowadzącemu Liudmila Climoc.
– Według mnie najważniejsze byłoby zorganizowanie okrągłego stołu przedsiębiorców i decydentów po stronie rządu, by wypracować wspólne podejście. W końcu mamy ten sam cel końcowy – uczynić Polskę w 100 proc. cyfrową – powiedział Jean Marc Harion.
– Nie chodzi o to, co zrobić aby branży telekomunikacyjnej było wygodniej, lub żeby wzrosła jej rentowność, tylko o tym, co należy zrobić w celu realizacji Agendy Cyfrowej, a tym samym pchnięcia rozwoju Polski do przodu. I nie tylko Polski. Z ostatniego kongresu w Barcelonie wróciłem pod przemożnym wrażeniem słabości Europy w cyfrowej konfrontacji z resztą świata: jak dalece zaczynamy odstawać od krajów azjatyckich? jak dalece zależy od technologii i usług ze Stanów Zjednoczonych? To zjawisko powinno zostać zaadresowane na poziomie Unii Europejskiej z udziałem wszystkich zainteresowanych stron. I to szybko. Bo czas bezpowrotnie ucieka – zakonkludował Andreas Maierhofer.
oprac. ł.d.