Sytuacja kryzysowa przerosła OVH w Polsce

O poważnej awarii w OVH, która spowodowała niedostępność wielu popularnych stron internetowych pisały nawet Przegląd Sportowy i serwis party.pl. Niestety menadżerowie firmy w Polsce schowali głowę w piasek i trudno było o wyjaśnienia, które byli winni klientom swych klientów. Słabo jak na firmę o globalnych ambicjach.

O francuskiej firmie OVH, oferującej usługi kolokacyjne i chmurowe wczoraj było bardzo głośno. Napisał o niej nawet Przegląd Sportowy.

Spółce mającej ogromne ambicje – na lata 2016-2020 ma rozpisane inwestycje w wysokości 1,5 mld euro – chyba jednak nie o taki rozgłos chodziło.

Poważna awaria spowodowała niedostępność ogromnej liczby strona internetowych i usług sieciowych. Wśród pokrzywdzonych znalazły się – co zauważył Przegląd Sportowy – FC Barcelona (fcbarca.com), czy serwis kibiców Legii Warszawa, legia.net.

OVH tłumaczy awarię pechem: nałożyły się na siebie dwa, niezależne zdarzenia, które były przyczyną kłopotów. Z jednej strony było to odcięcie zasilania w centrum danych firmy w Strasbourgu, z drugiej: problem z siecią światłowodową łączącą centra danych firmy w Roubaix z węzłami teletransmisyjnymi, który był spowodowany przez błąd oprogramowania na sprzęcie sieciowym.

Warto przypomnieć, że nieco ponad rok temu serwery OVH padały ofiarą ataków DDoS. Do ataku wykorzystano setki tysięcy urządzeń Internetu Rzeczy, głównie kamer do monitoringu IP. Łącznie obciążenie łącza przekraczało nawet 1 Tb/s. Odczuło to wówczas wielu klientów firmy. Czy w tej sytuacji zadziała prawo serii, a klienci OVH powinni spodziewać się kolejnych poważnych kłopotów za mniej więcej rok?

Pechowe to OVH i dużo tych zbiegów okoliczności, w które nie chcą wierzyć, np. popularni bohaterowi poczytnych kryminałów. Niektórzy mówią więc, że OVH znalazła się na celowników cyberprzestępców, po tym jak pomogła wytropić korzystających z jej serwerów właścicieli serwisu Telewizjada, który oferował m.in. bezpłatny dostęp do płatnych kanałów telewizyjnych i swoim czasie napsuł sporo krwi polskim kablówkom.

Abstrahując jednak od tego typu teorii cyberwendetty (jak widomo, mafia nigdy nie zapomina), mnie uderzyło co innego. Podczas gdy o wielkiej awarii w OVH rozpisywały się wczoraj wszystkie serwisy, począwszy do popularnych portali, poprzez serwisy technologiczne, sieciowe wydania gazet i tygodników opinii, serwisy lokalne, a kończąc na takich stronach jak party.pl czy kresy.pl, to na polskiej stronie internetowej OVH, nie można znaleźć było żadnej informacji o kłopotach. Ani wyjaśnienia sytuacji. Na stronie ovh.pl dominował błogi spokój.

Też zadaliśmy pytanie przedstawicielom OVH w Polsce. Zero reakcji, tak jakby schowali głowę w piasek. I nie tłumaczy ich to, że źródłem kłopotów były wydarzenia we Francji. Charakterystyczne, że w końcu jednemu z serwisów internetowych wyjaśnień udzielił dopiero Octave Klaba, dyrektor zarządzający z centrali OVH.  On informował o sytuacji przez Twittera, do czego można było znaleźć odesłanie z polskiej strony WWW firmy. To jednak trochę mało.

Komunikacyjnie firma w Polsce „dość średnio” poradziła sobie z sytuacją kryzysową.  „OVH obiecuje szybką naprawę usterki. Nie wiadomo jednak, jak długo potrwa” – to informacja (standardowa formułka), z którą pozostawieni zostali czytelnicy Przeglądu Sportowego. Czy to rodzi zaufanie do firmy i marki mającej globalne ambicje? Z czym się im będzie w przyszłości kojarzyć OVH?

No cóż, ponoć niektórzy najlepiej uczą się na błędach. Warto jednak pamiętać, że  bywa to czasami metoda bardzo kosztowna.