Chociaż sam siedzę po uszy w różnych debatach publicznych, często je relacjonuję, czasem animuję, niekiedy próbuję zabrać głos, to w chwili refleksji ogarnia mnie rozbawienie, jak naiwni jesteśmy wierząc, że nasze małe utarczki, "debatki", a po nich "ustawki", "rozporządzonka" i "programiki" mają realny wpływ na procesy gospodarcze. Także te na rynku telekomunikacyjnym.
Otóż zastanowiłem się nad treścią własnej informacji w sprawie opinii rządu RP o Jednolitym Rynku Cyfrowym w Europie. Na marginesie: zostałem – nie bez racji – zrugany za ten tekst. Że przeceniam wagę tego dokumentu, że to jeszcze nie rząd, tylko MAiC, że to zaledwie szkic, a nie właściwe stanowisko. Uderzyłem się w mą merytoryczną pierś, ale przyszła też refleksja.
Treść i waga tego dokumentu – choć to tylko szkic... – dla niejednego ma znaczenie, bo niejednemu płacą za to, by takie dokumenty miały ściśle określoną treść. A tutaj, panie dziejku, na przykład niewiele było o pilnej potrzebie konsolidacji europejskiego rynku telekomunikacyjnego, co jest programem największych grup telekomunikacyjnych na Starym Dobrym Kontynencie. Zonk! Przynajmniej dla niektórych.
Ja rozumiem potrzebę konsolidacji rynku. Nie dlatego, że wydumała ją sobie Komisja Europejska, powołując się na banialuki o konkurencji z Azją i Ameryką. Dlatego, że dookoła, jak okiem sięgnąć trwa konsolidacja. Bo przedsiębiorcom i właścicielom wychodzi, że tak jest ekonomicznie efektywniej.
Ja rozumiem też, że przejmujący dostają gorączki, kiedy badanie transakcji przez urzędy antymonopolowe trwa 3 miesiące, 6 miesięcy, 12 miesięcy, 1,5 roku… Fuzja, to stan wyjątkowy, który powinien być jak ten błysk. A nie jest z opłakanymi niekiedy tego skutkami. Ale czy to znaczy, że organy antymonopolowe miałyby zostać zamknięte, wpływ fuzji na rynek miałby być niebadany, bo gonimy Amerykę i Europę? Nie! Bo konkurencja jest pożyteczna, a monopol jest niepożyteczny. Czego zresztą nikt nie neguje. I tak dochodzimy do kolejnej fikcji, że oficjalne poparcie dla konsolidacji rynku spowoduje, że badanie fuzji będzie trwało 3 miesiące. Żadne rozporządzenie nie przysporzy pracowników urzędom antymonopolowym, nie zwiększy dostępności danych o konkurencji na danym rynku, nie obniży progu determinacji rywali zdecydowanych utrudnić fuzję, nie obniży lęku u pracowników przejmowanej firmy przed utratą pracy… Magicznego panaceum nie będzie. Ale żeby było śmieszniej: fuzje i przejęcia nadal będą realizowane. Bo przedsiębiorcy i właściciele nie gonią ani Ameryki, ani Azji, tylko szukają skali działania i obniżki kosztów.
Ustawy i rozporządzenia nie są lekiem na chaos tego świata. Zgoda, do pewnego poziomu działają, ale na wielkie procesy społeczno-ekonomiczne nie mają żadnego wpływu. Takie procesy, jak lodowce przepływają po takich aktach i nawet o pół metra nie zbaczają z kursu. Pewnych rzeczy zwyczajnie nie da się wyregulować. Sztuką jest rozpoznać, które to są rzeczy.