Jako Orange nadal budujemy też sami nowe obiekty, ale to są bardziej wyjątki niż reguła. Partnerzy zwalniają nas z konieczności dokonania inwestycji kapitałowych i biorą na siebie całość procesu budowlanego – od pozyskania gruntu, poprzez wszystkie zgody formalne aż do montażu wieży. Nam pozostaje uruchomienie nadajnika. Zaoszczędzone dzięki temu pieniądze możemy przeznaczyć na inne projekty.
Skoro tyle jest korzyści, to dlaczego strategiczne decyzje odnośnie infrastruktury Orange są odwlekane?
Nie są odwlekane i proces trwa. Chcemy, aby było to posunięcie strategiczne przemyślane a nie tylko czysto operacyjny ruch. Będzie przecież miało ogromny wpływ na działalność i finanse firmy. Dlatego wymaga szczegółowych analiz. Tym bardziej, że modele współpracy, chociaż teoretycznie proste, mają wiele odmian. Proszę spojrzeć na polski rynek. Jeden operator zdecydował się na sprzedaż zarówno infrastruktury pasywnej, jak i aktywnej. Drugi sprzedał tylko infrastrukturę pasywną, ale nadal buduje wieże, które potem sprzedaje partnerowi infrastrukturalnemu.
Jak rozumiem, wy w Orange jesteście przywiązani do bardziej tradycyjnego modelu: sprzedaży infrastruktury pasywnej i długoletniej umowy na dzierżawę miejsca pod własne nadajniki?
W ramach projektu Totem we Francji i Hiszpanii został wypracowany model polegający na zbyciu tylko infrastruktury pasywnej. To się sprawdza i pewnie będziemy się na tym wzorować. Co nie znaczy, że nie może być odstępstw od klasycznego modelu.
Dlaczego – że tak się wyrażę – nie wypuścić więcej gotówki z sieci i nie sprzedać także nadajników, jak to zrobił Polkomtel?
Infrastruktura pasywna jest niezbędna, ale nie ma bezpośredniego związku ze świadczeniem usług. Nadajniki ten związek mają i są kluczowym aktywem. Dzisiaj sami możemy decydować co, gdzie i kiedy wieszamy na wieżach. Jakie warstwy sieci dokładamy – zarówno na własnych obiektach, jak i na obiektach partnerów. Mamy to dobrze przećwiczone. Planując strategiczne posunięcia, trudno nie brać pod uwagę bieżącego modelu działania. Do tego dochodzi kwestia utrzymania urządzeń aktywnych, co realizujemy sami, nawet na partnerskich obiektach. Przy sprzedaży nadajników należałoby uregulować w umowie także kwestię zasad utrzymania.
Złośliwi twierdzą, że sprzedaż sieci pasywnej, to tylko zamiana wydatków CAPEX na wydatki operacyjne, które w formie czynszu dzierżawnego popłyną do operatora infrastruktury.
Część finansowo-księgowa może odgrywać rolę w takich transakcjach. Nam w Orange chodzi jednak o korzyści ze współpracy z wyspecjalizowanym podmiotem, który weźmie na siebie finansowy i organizacyjny ciężar inwestycji. To pozwoli zoptymalizować własne zasoby i obniżyć koszty poprzez zwiększenie współczynnika wykorzystania pojedynczej lokalizacji sieciowej.
Czy współpraca z T-Mobile, z którym dzielicie połowę swojej sieci, nie ogranicza możliwości dysponowania wieżami Orange?
To są niezależne sprawy. W przypadku współpracy z T-Mobile mamy do czynienia z dwiema odrębnymi sieciami, należącymi do dwóch podmiotów. To, co podlega współdzieleniu, to urządzenia aktywne, które każdy partner ma na własność. Aktualna umowa obowiązuje do 2027 r. i przewiduje współdzielenie sieci, wspólne planowanie rozwoju zasięgu i wdrażanie nowych usług.
Spoiwem współpracy jest spółka NetWorks!, która jest neutralna i pośredniczy między partnerami w przejrzystej współpracy. Zbiera zapotrzebowanie na rozbudowę sieci. Opracowuje rekomendacje na podstawie, których jeden lub drugi operator buduje (na własny rachunek) stację i instaluje nadajnik, który emituje sygnał sieci obu operatorów, na przysługującym każdemu z nich zakresie częstotliwości.
I T-Mobile formalnie nie ma głosu w sprawie zadysponowania przez Orange (i vice versa) infrastrukturą, z której świadczy usługi partnerowi?
Nasza umowa dotyczy świadczenia usług, a nie własności wykorzystywanego sprzętu. Formalnie nie jesteśmy w żaden sposób ograniczeni.