15-procentowy spadek giełdowego kursu Orange można by uznać za chichot losu z naszego zeszłotygodniowego komentarza, w którym wróżymy niezłą rynkową aurę dla tego operatora. Tylko, że kurs akcji, to perspektywa inwestora giełdowego, a ten nie patrzy na spółki, jak... hmmm... normalny człowiek?
Plotki, że Orange może zrezygnować z dywidendy słychać już od dwóch, albo trzech lat. Nie wiem, czy były to przecieki kontrolowane, czy może samospełniające się przepowiednie – „skoro przychody im spadają, a zaczęli tyle inwestować, to chyba muszą skończyć z tą dywidendą, nie?” Wypłaty z zysków spadały stopniowo i sądzę, że już od dawna celem było dojście do dywidendy równej zero. Ewolucyjnie. Dając czas największym akcjonariuszom Orange Polska, by się na to przygotowali.
W ubiegłym tygodniu – stało się. Dywidendy nie będzie, kurs runął. A ja się naiwnie pytam: i co z tego? Kto stracił, jeżeli spojrzymy na wszystkich interesariuszy: spółkę, właścicieli (tych mniejszościowych i grupę Orange) oraz klientów?
Celem każdego podmiotu gospodarczego jest wypracowanie zysku, ale to jest cel najbardziej upragniony. Po drodze jest bardziej przyziemne wypracowanie środków na wypłatę wynagrodzeń, regulowanie faktur, jeszcze dalej – jak się już rozmarzyć – na inwestycje, które pomogą rozwinąć biznes, albo utrzymać się na rynku. Zysk jest trochę dalej.
Gdyby Orange Polska nie był spółką publiczną, tudzież gdyby miał bardziej dalekowzrocznego głównego akcjonariusza, to by dywidendę obciął już dawno i już dawno wziął się za kosztowną, kapitałochłonną i mało rentowną modernizację sieci do FTTH. Gdyby to zrobił, dzisiaj byłby w innym miejscu na rynku.
Ja wiem, wojna z UKE... nacisk na dostęp regulowany... itp. To tyle powód, ile pretekst do zaniechania inwestycji. Każdy właściciel chętnie słyszy, że firma da sobie radę bez wydawania pieniędzy. Właściciele Orange zrozumieli chyba wreszcie kilka lat temu, że jest inaczej, i że po latach wywożenia z Polski wagonów pieniędzy czas znowu inwestować.
Tutaj mała uszczypliwość: grupa Orange łatwiej znosi tę bolesną prawdę, ponieważ polską spółkę zależną „doi” jeszcze przed innymi akcjonariuszami np. pobierając opłaty licencyjne za korzystanie z marki Orange. Ładnie by było teraz je zawiesić, lub obniżyć.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie bronię tezy zeszłotygodniowego komentarza, nie dowodzę, że Orange kwitnie. Nie łapię się również za serce z okrzykiem „och!”, słysząc że Orange wstrzymuje dywidendę. Pewnie z tego samego powodu, że co kwartał znacznie wnikliwiej studiuję wyniki operacyjne Orange, niż wyniki finansowe. Ot, nie jestem inwestorem giełdowym.