Magdalena Gaj, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej zdradza w wywiadzie dla Rzeczpospolitej jak została prawnikiem
Przyznaje się, że w życiu prywatnym też zdarza się jej być stuprocentowym prawnikiem. - Podczas porodu zadawałam tyle pytań położnej, że spojrzała na mnie przenikliwie i spytała, czy jestem radcą prawnym. Kiedy przyznałam, że tak, spojrzała na mojego męża ze współczuciem i powiedziała: „Mam taki sam przypadek w domu, mój mąż jest radcą prawnym". Interesuje mnie jednak nie tylko prawo. Chciałabym jeszcze kiedyś mieć czas na studiowanie psychologii - zdradza prezes UKE.
Ujawnia też, że dopiero podczas studiów zaczęła tak naprawdę interesować się prawem i uważniej przyglądać się pracy prawników. Wtedy najbardziej podobał się jej zawód sędziego i też chciał niz zostać, by wydawać sprawiedliwe wyroki, rozwiązywać realne ludzkie problemy.
Do UKE trafiła wysłałając swoje CV i przechodząc rozmowę kwalifikacyjną. - Mówiąc szczerze, byłam przerażona trudną, techniczną terminologią, ale chciałam podjąć się tego wyzwania. Prawo telekomunikacyjne było wtedy całkowitą nowością, nie było w Polsce specjalistów ani ekspertów, którzy mogliby stanowić jakiś punkt odniesienia. Na szczęście udało mi się przejść rozmowę wstępną i zostałam zatrudniona. Przez kolejne miesiące i lata wszyscy dopiero uczyliśmy się tej nowej, trudnej dziedziny - mówi Magdalena Gaj.
Podkreśla, że z roku na rok, wraz z rozwojem rynku telekomunikacyjnego i pocztowego, pojawiało się coraz więcej kwestii do uregulowania. - Jako prawnik wyłącznie interpretujący przepisy nie zdawałam sobie sprawy, jak trudno stworzyć nowe. Dopiero dziś, kiedy stosuję to, co sama wcześniej napisałam, widzę czasem, co można było zrobić lepiej - przyznaje prezes UKE.
Więcej: Przesłuchiwałam swoją położną (dostęp płatny)