Nie brakuje problemów z precyzją informacji o sieci internetu w Polsce, choć jest już system IT, który je zbiera. Powstanie kolejny. Po co? – pyta Rzeczpospolita.
Jednym z oficjalnych celów budowy nowego systemu jest to, by każdy mógł sprawdzić, jaka infrastruktura jest lub będzie w danym budynku. Tyle że taką funkcję pełni wyszukiwarka zasysająca dane z SIIS, promowana w ubiegłym roku przez UKE.
Minister Janusz Cieszyński, tłumaczy gazecie, że SIIS nie może pełnić tej samej roli, którą pełnić ma nowy system, zaprzecza. – Trwają prace nad kolejną wersją systemu SIIS, który posiada znacznie bardziej rozbudowane funkcjonalności, ale jednocześnie ze względu na szerszy zakres danych nie ma możliwości regularnej aktualizacji danych, które są niezbędne do skutecznego prowadzenia inwestycji oraz zapewnienia klientom wiarygodnych informacji na temat dostępnych usług – mówi Cieszyński.
– Obecnie często punkty są wskazywane jako objęte zasięgiem (przez co pomija się je przy inwestycjach), a w rzeczywistości zasięgu tam nie ma – przyznaje.
Nowy system kosztować ma na start 6,1 mln zł, a potem prawie 16 mln zł rocznie. Gros tej kwoty pochłonąć mają wynagrodzenia dla osób, które na szczeblu gminnym będą koordynować wprowadzanie prawidłowych danych o infrastrukturze szerokopasmowej i białych plamach na mapie internetu.
Ile do tej pory państwo wydawało na inwentaryzację sieci? Cieszyński podaje, że SIIS kosztuje 328 tys. zł rocznie. To pieniądze, które z KPRM trafiają do państwowego Instytutu Łączności. IŁ zbudował i prowadzi SIIS i wskazany jest jako wykonawca nowego systemu. Na ten cel płyną też pieniądze z tzw. Funduszu Szerokopasmowego. Pierwotnie państwo miało z niego wspierać budowę sieci tam, gdzie biznes nie chce.
Więcej w: Kolejny system IT ma być batem na białe plamy (dostęp płatny)