Nie można żądać od firmy zapewniającej publiczny dostęp do sieci odszkodowania za to, że ktoś korzystający z jego Wi-Fi naruszył prawa właściciela utworu – pisze Rzeczpospolita.
Tobias Mc Fadden wprowadził w celach reklamowych nieograniczony bezpłatny dostęp do bezprzewodowego internetu tuż obok swego sklepu ze sprzętem oświetleniowym i nagłaśniającym. Okazało się, że jego lokalna sieć nielegalnie zaoferowała do bezpłatnego pobrania utwór muzyczny, którego producentem jest Sony Music. Spółka wezwała więc Mc Faddena do zaniechania naruszenia jej praw. Wówczas on wniósł do monachijskiego sądu powództwo o ustalenie nieistnienia stosunku prawnego lub prawa. Stwierdził, że nie dokonał zarzucanego mu naruszenia, choć nie wykluczył, że uczynił to jeden z anonimowych użytkowników jego Wi-Fi.
Europejscy sędziowie orzekli, że kiedy usługodawca nie może być inicjatorem przekazu, nie wybiera odbiorcy przekazu ani nie ma jak selekcjonować informacji zawartych w przekazie, nie ponosi odpowiedzialności za pojawienie się w jego sieci pirackich treści. Tym samym podmiot praw autorskich nie ma prawa żądać od tego usługodawcy odszkodowania tylko dlatego, że lokalna sieć została wykorzystana przez jakiegoś użytkownika do naruszenia jego praw. Z tego powodu wykluczone jest, by właściciel praw autorskich żądał zwrotu kosztów wezwania do zaniechania naruszenia.
Trybunał orzekł również, że metodą zapewniającą równowagę między ochroną praw własności intelektualnej i prawem wolności prowadzenia działalności gospodarczej oraz prawem do wolności informacji przysługującej użytkownikom sieci może być nakaz zabezpieczenia internetowego łącza hasłem.
Więcej w: Łącze powinno zabezpieczyć hasło (dostęp płatny)