Rok trwała procedura aukcyjna, w której operatorzy licytowali cenne pasmo. Ciągnęłaby się dłużej, gdyby nie ingerencja rządu PO – przypomina Rzeczpospolita.
Aukcja LTE ze względu na kontrowersje, jakie wokół niej narosły, ścierające się interesy operatorów, zaangażowanie ekspertów i polityków, stała się wydarzeniem roku, a jej skutków można się spodziewać w nowym roku i w kolejnych latach – przed sądami.
Analogiczne procedury przeprowadzone były i w innych krajach Unii Europejskiej. Celem było uwolnienie pasma dla mobilnego internetu. Jednak rzadko gdzie postępowania trwały tak długo jak w Polsce (do niechlubnych przykładów zaliczają się Wielka Brytania, Czechy, gdzie procedurę powtarzano, czy Finlandia), a żadna z nich nie była dla telekomów tak droga jak nasza.
Ponieważ są obawy, że telekomy zechcą odzyskać te pieniądze (w postaci wyższych cen za usługi, tnąc budżety marketingowe, czy miejsca pracy), trudno uznać koniec polskiej aukcji LTE za szczęśliwy.
Czy cała wylicytowana suma 9,2 mld zł wpłynie do budżetu, nie jest pewne. Firmy Zygmunta Solorza-Żaka (m.in. Plus) ogłosiły, że pasmo 800 w aukcji jest za drogie i poradzą sobie inaczej. Instytucje finansowe (Haitong Bank, DM PKO BP) uważają, że kojarzony z grupą NetNet, który zaoferował 2 mld zł, teraz nie zapłaci.
Więcej w: Aukcja LTE, czyli opera mydlana bez szczęśliwego zakończenia (dostęp płatny)