Celem projektu rozporządzenia o jednolitym rynku było - nie bójmy się tego powiedzieć - odebranie części władzy krajowym rządom i regulatorom. Gdyby zaczęło działać jednolite pozwolenie europejskie, gdyby Komisja zyskała prawo skuteczniejszej interwencji w decyzje regulacyjne, to oczywiste, że władza odpłynęła by z krajów członkowskich. I to głównie z tych mniejszych do większych, bo w takim porządku uprzywilejowane byłyby większe grupy telekomunikacyjnej skuteczniej “dilujące” z regulatorami i rządami krajów swojego pochodzenia - np. Francji, czy Niemiec.
To oznacza, że komisarz Kroes chciała nadepnąć na odcisk prawie wszystkim, mając za plecami poparcie może pięciu, a może dziesięciu wielkich telekomów i ich politycznych patronów. To za mało, więc sprawa się rypła.
Cieszę się? Nie do końca... Jestem konsekwentny? No, nie za bardzo… Od opublikowania projektu rozporządzenia o jednolitym rynku byłem wobec niego krytyczny. Odruchowo nie lubię, jak Komisja wszędzie pcha swoje łapki. Z czasem przyszła jednak refleksja: No to jak? Chcemy tej wspólnej Europy, czy nie chcemy? Czym ma być ta wspólna Europa? Czy tylko dotacjami dla krajów nowych i brakiem barier celnych dla krajów starych? Politycznym teatrem, w którym silni i bogaci dyktują warunki biednym i słabym?
Jeżeli rzeczywiście chcemy być jednością silni, to nie ma rady, jak tę siłę gdzieś skumulować. Komuś ją oddać do użycia. Do Brukseli. Osobiście wolałbym, żeby strategię dla polskiego rynku telekomunikacyjnego pisali polscy menedżerowie w Warszawie, Wrocławiu, czy Gdańsku, a nie w Paryżu, Londynie, czy Bonn. Tylko czy niebawem (czytaj za 10-15 lat) nie zaczną jej podejmować w Nowym Jorku, Seulu, czy Tokio? A jeżeli na to nie pozwolimy politycznymi narzędziami, to czy nie będzie to równoznaczne, że Europa jest już skansenem?
Konia z rzędem temu, kto potrafi orzec, czyliż to Komisja kierowała się w swoich planach dalekowzroczną mądrością, czy tylko ulegała lobbingowi europejskich grup telekomunikacyjnych (wbrew pozorom jedno nie musi wykluczać drugiego)? Tak czy inaczej powiedzieliśmy jej stanowcze “nie!”
Czy to było mądre? Nie wiem. Historia pokazuje, że mądrość ludzi rzadko pozwala oprzeć się nieubłaganej fali historii. Nawet jeżeli ta niesie ich na śmietnik. Jeżeli nawet widzimy to czarno na białym, to sami sie oszukujemy, że jest inaczej. Że jakoś znowu uda i znowu będzie pięknie.
Zrobiło się filozoficznie i pesymistycznie. Więc na koniec jeden praktyczny postulat: jeżeli już trzeba oddawać władzę nad rynkiem telekomunikacyjnym, to chociaż w ręce profesjonalnego, europejskiego superregulatora, a nie kolejnego rządu. Superrządu z Brukseli.
Rozporządzenia trochę żal
4 kwietnia 2014, 08:00