Większe przychody z terminacji i co najmniej 50 proc. fraudów – to bilans działającego od kwietnia różnicowania stawek MTR w polskich sieciach mobilnych. Paradoksalnie, sprawdziły się zarówno podstawowe nadzieje zwolenników różnicowania, jak i obawy przeciwników. Operatorzy próbują teraz uszczelniać system, bo zamknięcie każdego „szarego” kanału terminacji to dla nich czysty zysk. UKE twierdzi, że może pomóc.
– Przychody z terminacji pozaunijnej wzrosły – zgodnie twierdzą indagowani przez nas operatorzy polskich sieci komórkowych. Szacuje się największe z nich mogą być nawet na około 1 mln zł miesięcznie na plusie.
Od kwietnia br. stawki terminacyjne dla połączeń przychodzących z krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG) są od 6 do prawie 10 razy wyższe, niż dla krajów EOG. Nic dziwnego, że przychody polskich sieci wzrosły mimo wielkiej fali nielegalnej terminacji, jaką wywołało tak silne zróżnicowanie stawek. Operatorzy, z którymi rozmawialiśmy szacują, że aż 50-70 proc. połączeń inicjowanych poza EOG wlewa się do ich sieci po krajowej stawce 0,0429 zł – poprzez podmianę numeru A lub dzięki terminacji przez bramki GSM.
– Nam ruch spoza krajów EOG do polskich sieci mobilnych spadł znacząco. Legalna stawka, jaką mogę dzisiaj zaoferować wywołuje na rynku uśmiech politowania. W porównaniu z nią, realne oferty są na przysłowiowej „podłodze”. Na szczęście ta frakcja nie ma dla nas aż tak wielkiego znaczenia w całym wolumenie ruchu, jaki obsługujemy – mówi pragnący zachować anonimowość przedstawiciel jednego z polskich operatorów tranzytowych. Legalnie może zaoferować stawki od 24 gr. + marża do 39 gr. + marża, wobec stawek 4,29 hr. + marża. Nic dziwnego, że czarny rynek kwitnie.
Polskie sieci mobilne mimo wszystko są zadowolone, ponieważ ich przychody wzrosły. Zastanawiają się tylko, co zrobić, aby rosły jeszcze bardziej. Choć walka z nadużyciami jest bardzo trudna i na dobrą sprawę nie można jej całkowicie wygrać, to operatorzy zastanawiają się nad sposobami ograniczenia nielegalnej terminacji. Wszędzie powstają „czarne listy” podejrzanych źródeł ruchu telekomunikacyjnego kierowanego do polskich sieci mobilnych. Komu się to opłaca, inwestuje w unowocześnienie systemów antyfraudowych, które na bieżące potrafią analizować charakter ruchu i automatycznie blokować podejrzane numery przychodzące. Wiadomo bowiem, że jeżeli komuś się nie uda zaterminować połączenia „boczną furtką”, to koniec końców skorzysta z legalnej drogi i zapłaci wysoką stawkę. Przychód i tak zainkasuje, choć może nie z taką marżą, o jakiej marzył.