Zmiana na stanowisku Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, to duże wydarzenie i trudno je pominąć w branżowym serwisie. Ale co właściwie napisać? Walnąć budujący tekst o kredycie zaufania do nowego prezesa, z poważną miną podsumować kadencję ustępującego prezesa, czy może półserio „puścić” wszystkie efektowne (mniej lub bardziej prawdziwe) plotki na temat powołania i kadencji obojga? Chyba się zatem ograniczę do kilku impresji. Z góry uprzedzam – bez wstępu, rozwinięcia i zakończenia, jak nas w szkole uczyli.
Najpierw, to od czego zacząłem. Poczynając od Anny Streżyńskiej, przez Magdalenę Gaj, aż do Marcina Cichego urzędem regulacyjnym – z różnym skutkiem w różnym czasie – kierują osoby, które wiedzą „o co kaman”. To wcale nie oczywiste w naszym pięknym kraju, w którym Staszek sprawdza się w biznesie, unijny działacz obejmuje ministerstwo cyfryzacji, a prawicowy publicysta kieruje firmą informatyczną. UKE doprawdy ma szczęście!
Powiedziałbym, że to samo szczęście ma rynek teleinformatyczny, gdyby to UKE sam był za niego odpowiedzialny. Od kilku lat jednak ciężar władzy nad rynkiem coraz wyraźniej przesuwa się w kierunku ministerstwa właściwego do spraw łączności (dzisiaj: informatyzacji).
Właściwie, to tak nawet powinno być. Tyle, że ministerstwach rządzi polityka. Z kompetencjami i dobrą wolą bywa tam gorzej, niż w UKE. Teraz jest znacznie lepiej, ale któż nam zagwarantuje, że tak będzie zawsze?
I tutaj pojawia się problem niezależności regulatora rynku telekomunikacyjnego. Teoretycznie wywalczony jeszcze w ubiegłej dekadzie, a potem coraz to skuteczniej kruszony. Szczytem kompromitacji tej idei była aukcja LTE, w którą rząd – bez formalnego tytułu – brutalnie ingerował. Co z tego, że regulator jest teoretycznie niezależny, skoro wystarczy na niego wytrych w postaci „rażącego naruszenia prawa” za przewlekłość postępowań administracyjnych (taki wytrych znalazłby się na niejednego...) Pod takim błahym pretekstem, raz dwa, można usunąć niewygodnego Prezesa UKE, bo przecież maszynka do głosowania pod nazwą Sejm Rzeczpospolitej wszystko przegłosuje. Niezależność regulatora zabezpieczona wyłącznie osobistą przyzwoitością właściwego ministra nie jest żadną niezależnością.
Ja bym nawet powiedział: „a do diabła z tą niezależnością!”. Niechaj Prezes UKE będzie tylko urzędnikiem odpowiedzialnym przed Cyfryzacją. Przestańmy się oszukiwać, jeżeli rzekoma niezależność nie sprawdza się w praktyce. Czekam tylko na odważnego, który powie to głośno. I chyba się nie doczekam, bo Komisja Europejska właśnie wezwała... do umocnienia niezależności regulatora. Hłe, hłe, hłe...
Kadencji Magdaleny Gaj nie będę podsumowywał. Żeby zrobić to uczciwie trzeba by wiedzieć dużo więcej, niż ja wiem. Wskażę tylko to, co dla mnie ewidentne.
Po pierwsze, trzeba było głośno, otwarcie i z podniesioną przyłbicą – a nie, przez dłuższy czas, cichcem – starać o stanowisko w ITU. Ambicje nie są złą rzeczą i nie ma powodu sie ich wstydzić. Zakulisowe działania spowodowały tylko, że „życzliwi” zainteresowali się wydatkami na delegacje.
Po drugie, trzeba było lepiej zatroszczyć się o aukcję 800/2600 MHz. Z branżowego punktu widzenia, to wtopa dekady. A że do skarbu państwa wpłynęło ponad 9 mld zł... tylko to potwierdza. Cieszyć się z tego może tylko... polityk.
I już na koniec – absolutnie szczere, bez cienia sarkazmu – życzenia osobistego powodzenia na dalszej drodze życia dla ustępującej prezes. Za nowego prezesa – absolutnie szczere, bez cienia sarkazmu – mocno trzymam kciuki.